Reprezentacja Polski
Legia Warszawa
Lech Poznań
FC Barcelona
Raków Częstochowa
Wisła Kraków
Real Madryt
Atletico Madryt
Manchester City
Manchester United
Liverpool
Chelsea
Bayern Monachium
Borussia Dortmund
PSG
AC Milan
Juventus
Inter Mediolan

Jacek Gmoch musiał uciekać z domu! "To była kwestia godziny"

Od kilku dni Grecja płonie. To efekt potężnych upałów i silnych wiatrów. To idealne połączenie do powstania pożarów, które niszczą kraj południa Europy. O tym, co dzieje się w Grecji, rozmawiamy z Pawłem Gmochem, synem znanego polskiego trenera Jacka Gmocha, który na co dzień mieszka w Atenach. — Tragedia, po prostu tragedia. Mamy do czynienia ze śmiertelnym miksem. Długotrwałe upały i od kilku dni silne wiatry, to mieszanka wybuchowa. Niedaleko naszego rodzinnego domu także doszło do pożaru — mówi nam pan Paweł.

25 lipca 2023, 21:23
Jacek Gmoch (z lewej) i Paweł Gmoch
Jacek Gmoch (z lewej) i Paweł Gmoch (Foto: Paweł Gmoch, archiwum prywatne)
  • — Przeżyliśmy chwile grozy, gdy wywoziłem ojca z matką, przez górę było widać łunę. Pożar to straszna rzecz — tłumaczy nasz rozmówca
  • Od kilkunastu dni temperatury w stolicy Grecji sięgają 40 stopni, a przecież w innych regionach kraju jest jeszcze cieplej
  • — Nagle idąc ulicą i czując wiatr, można poczuć zadowolenie, wynikające z ulgi. Ta jest jednak tylko pozorna, bo to idealne warunki dla ognia. Wiatr i wysoka temperatura to śmiertelna mieszanka — wyjaśnia Paweł Gmoch
  • Więcej informacji znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet 

Niestety, ale już po naszej rozmowie doszło do tragicznego wypadku samolotu gaśniczego. We wtorek zginęło dwóch oficerów, w wieku 27 i 34 lat. Wojsko ogłosiło trzydniową żałobę. To tylko potwierdza słowa Pawła Gmocha, dotyczące ekstremalnie trudnej pracy, jakiej każdego dnia podejmują się członkowie wojska i straży pożarnej.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Od kilku dni trwa ekstremalnie trudna sytuacja w Grecji i niektórych państwach południa Europy. Wyspy, które odwiedzają tłumy turystów, muszą się zmagać z potężnym żywiołem. Rekordowo wysokie temperatury i silne wiatry powodują ogromne pożary. A co najgorsze, meteorolodzy zapowiadają, że upały szybko nie ustąpią.

O tym, co dzieje się w Grecji i jak rząd tego kraju walczy z żywiołem, porozmawialiśmy z Pawłem Gmochem, który mieszka w tym kraju od kilkudziesięciu lat. To syn byłego selekcjonera reprezentacji Polski — Jacka Gmocha.

Jakub Treć (Przegląd Sportowy Onet): Od 44 lat mieszka pan w Grecji. Mam rację?

Paweł Gmoch: Tak, dobrze pan mówi, przybyliśmy rodzinnie 1 grudnia 1979 r.

Od zawsze mieszka pan w Atenach?

Jako nastolatek przemieszczałem się po Grecji z racji zawodu taty. Potem liceum w Atenach, studia w Japonii i dwie i pół dekady krążenia między Polską a Grecją w interesach. Ale Ateny to zawsze był mój dom.

"Ateny nie są łatwopalne"

Jak wyglądają teraz Ateny? Mam nadzieję, że pan i pana bliscy jesteście bezpieczni.

Oprócz tego, że w samych Atenach jest bardzo gorąco, bo mamy rekordowe temperatury. W sumie to mogę powiedzieć, że odkąd mieszkam w Grecji, nie było równie dużych upałów, równie gorącego lipca. Paradoksalnie same Ateny są bardzo bezpieczne. Decyduje o tym brak planowania urbanistycznego i mała ilość zieleni w mieście. Niektórzy mówią na to betonowa dżungla czy betonoza, ale Ateny nie są łatwopalne. Pewnie pod względem ryzyka pożaru Ateny są najbezpieczniejsze, nie bardzo ma się co palić.

Niektórzy mogą się zdziwić, że rozmawiamy o upałach w Grecji, skoro jest szczyt sezonu, sam środek lata. O jakich temperaturach mówimy?

Bijemy wszelkie rekordy, ale mniej więcej od dziesięciu dni notujemy temperatury w okolicach 40 stopni, a przez kilka dni przekraczały 40 stopni. Mówię o Atenach, bo są miejsca w Grecji, które mają wyższe, np. Larisa słynie z tego, że tam co roku jest niesamowity upał. Tam potrafi być 45 stopni, a nawet chyba raz 48.

Jak wygląda codzienność w Atenach przy takich temperaturach?

Wszyscy siedzą w domach, chłodzą się klimatyzacją. Nie jest źle, bo jeszcze 20 lat temu takie temperatury powodowałyby znacznie więcej problemów i chorób wśród starszych ludzi. Teraz chyba każde mieszkanie ma klimatyzację. To jednak oznacza problemy dla elektrowni prądu, przy takim obciążeniu sieć energetyczna ledwo zipie.

Czyli na ulice wychodzą ludzie, którzy muszą i dla których jest to niezbędne.

Życie w Atenach się normalnie toczy, bo wszyscy odkuwają się po kryzysie, ale kto może, jeździ samochodem, korzystając z klimatyzacji. Na piechotę czy pozbawioną klimatyzacji komunikacją miejską wybiera się zdecydowanie mniej osób. Ludzie pracujący w biurach mają klimatyzację, część siedzi w restauracjach i kawiarniach.

Nowy minister pracy, zresztą mój dobry znajomy Adonis Georgiadis, wprowadził nawet zarządzenie, że podczas tak dużych upałów między godziną 12 a 16 jest zakaz pracy na zewnątrz i kary finansowe dla pracodawców za nieprzestrzeganie. Nie wiem, jak funkcjonują np. deweloperzy, skoro normalny dzień pracy na budowie to 7-14. W takim wypadku chyba albo zaczynają wcześniej, albo dorabiają po 16.

"Mieszanka wybuchowa"

Gdy patrzy pan na to, co dzieje się na Rodos czy na Korfu, to co pan myśli?

Tragedia, po prostu tragedia. Mamy do czynienia ze śmiertelnym miksem. Długotrwałe upały i od kilku dni silne wiatry, to mieszanka wybuchowa. Niedaleko naszego rodzinnego domu także doszło do pożaru. To są okolice Lagonisi, nadmorskiego kurortu. Tam na zboczu góry zaczęły się pożary, jakieś 2-3 kilometry od naszego domu. Przy zmianie kierunku wiatru to była może kwestia godziny. Dlatego wracając z weekendu w Porto Heli, prewencyjnie ewakuowałem rodziców, trenera Jacka Gmocha, moją mamę i gości, których mieliśmy. Zresztą po drodze w Koryncie sam natrafiłem na pożar, który o mały włos zagrodziłby mi drogę do Aten.

Zdjęcie pokazujące pożar w Lagonisi. Żółte kółko to dom państwa Gmochów.
Zdjęcie pokazujące pożar w Lagonisi. Żółte kółko to dom państwa Gmochów. (Foto: Paweł Gmoch, archiwum prywatne. / Onet)

Mój bliski współpracownik przywiózł rodziców do mojego mieszkania w Glifadzie, które też jest kurortem nadmorskim. Wszystko po to, żeby przeczekali. Na szczęście dla nas, a co za tym idzie na nieszczęście dla innych, wiatr wiał na południowy wschód, czyli odpychał ten ogień od naszego domu. Było jednak niewesoło, pożar był blisko, było widać łunę i czuć dym. Do tego widok olbrzymiej chmury popiołu, coś przygnębiającego... Nawet dwa, trzy dni później ateńczycy sprzątali popiół z balkonów i tarasów.

Nie jest to nic fajnego. Rodzice, jadąc do mnie, przeżyli chwilę grozy, przebijając się przez korki ewakuujących się ludzi. Pożar to straszna rzecz. Serce krwawi, bo palą się lasy, zwierzęta i dobytki ludzi. Zresztą wystarczy wrócić pięć lat wstecz do Mati. Zginęło tam na skutek pożarów ponad 100 osób, a niestety też i paru polskich turystów. Ogień był na tyle szybki, że ludzie nie zdążyli zareagować. Znaleziono nawet stojącą rodzinę, obejmującą się, same zwęglone ciała. Poruszające...

Sceny jak z filmu katastroficznego.

Dokładnie, jak z amerykańskiego filmu.

Poniedziałkowy pożar w Koryncie.
Poniedziałkowy pożar w Koryncie. (Foto: Paweł Gmoch, archiwum prywatne. / Onet)

Sama temperatura daje się ludziom we znaki, a przecież mówimy o potężnych pożarach.

Dokładnie, nagle idąc ulicą i czując wiatr, można poczuć zadowolenie, wynikające z ulgi. Ta jest jednak tylko pozorna, bo to idealne warunki dla ognia. Wiatr, zieleń wysuszona upałami i wysoka temperatura to śmiertelna mieszanka. Im silniejszy wiatr, tym ogień bardziej nie do opanowania. Przy mocnych wiatrach 6-7 w skali Beauforta, ściana ognia potrafi podróżować z prędkością 100-150 km/h! Tak to wyglądało dokładnie 5 lat temu w Mati. Ludzie nawet nie zdążyli poczuć, że umierają.

Jeden wielki miotacz ognia.

Dokładnie, to jest tragedia. Grecja się pali w wielu miejscach, to prawda. Wiatry, które rozpoczęły się tydzień temu, powodują straszne rzeczy.

"W Grecji przestało być dziwnie, a zaczęło być normalnie"

Rozumiem, że na deszcz nie ma nawet co liczyć.

Deszczu o tej porze w ogóle nie ma. One występują jesienią, czyli w Grecji to przypada na koniec października. Latem nie ma na to szans, potrafi trochę posiąpić w kwietniu czy w maju, ale to wszystko, zresztą mówimy o kilkunastu minutach opadów, po czym znowu wychodzi słońce.

Co do pożarów, to mogę tylko powiedzieć, że widzę diametralną różnicę w działaniu rządu i podejściu do takiej tragedii. Obecna partia wypełniła swoją 4-letnią kadencję i miesiąc temu ponownie wygrała wybory, do tego miażdżącą przewagą głosów. Nowa Demokracja to partia liberalno-konserwatywna, ale i progresywna. Premierem jest Kiriakos Mitsotakis, który ukończył Harvard, stosunkowo młody jak na polityka, bo ma 55 lat. Notabene ma żonę Polkę, Mareva (Maria Ewa), z domu Grabowski, z którą ma trójkę dzieci (dwie córki i syna).

Muszę przyznać, że odkąd obecny rząd sprawuje władzę, w Grecji przestało być dziwnie, a zaczęło być normalnie, a przynajmniej szybko do tej normalności zmierzamy. Poprzedni, populistyczny rząd Syrizy również zmagał się z tragedią, ze wspomnianym pożarem w Mati w 2018 r., ale kompletnie nie wiedział, co ma robić. Za późno zarządził ewakuację, ludzie poginęli w zakorkowanych ulicach, popalili się w samochodach. Obecny wyciągnął wnioski i uczy się na błędach poprzedników.

Niektórym może się wydawać, że działanie jest mocno przesadne, ale podam to na przykładzie. Rząd korzysta z masztów telefonii komórkowej, dzięki czemu na ekranach telefonów, smartfonów ludzi w chwili zagrożenia pojawia się alert, także z efektem dźwiękowym. Nie sposób tego przeoczyć. Ostrzega przed zagrożeniem, jeśli pali się w jednej gminie, wszystkie sąsiednie dostają prewencyjnie informację, żeby się ewakuować. Mimo tego, że teoretycznie zagrożenie nie jest bezpośrednie, to rząd nie ryzykuje.

Alert ostrzegający przed pożarem.
Alert ostrzegający przed pożarem. (Foto: Paweł Gmoch, archiwum prywatne. / Onet)

Tylko zapobiega.

Tak, może zdaniem niektórych przesadnie, ale nie lekceważą zagrożenia. Premier jest empatyczny, ale też rozumie, że wizerunkowo jest to bardzo ważne. Po wygranych wyborach pojechał do Brukseli, aby przedyskutować istotne rzeczy. Po pierwszych pożarach natychmiast wrócił do Grecji i widać go cały czas w telewizji. Albo jest w centrum kryzysowym w ministerstwie, albo spotyka się z wojskowymi pilotami samolotów i helikopterów gaśniczych. A to ze strażakami, a to ogłasza programy wsparcia dla poszkodowanych. Jest poczucie wsparcia i otuchy.

"Muszą wlatywać niemal w samo epicentrum pożaru"

Do Polski docierają informacje, że pomagają także strażacy z innych państw Unii Europejskiej, a także z Egiptu i Turcji.

Tak to prawda. Jest dużo ochotników m.in. z Rumunii, Słowacji, Bułgarii, Chorwacji, Cypru, Francji, Włoch, Malty, ale oczywiście i zawsze z Polski. Widziałem w jednym z programów telewizyjnych, na czym polega praca żołnierzy w gaszeniu pożaru. Na pozór lekceważy się te helikoptery i samoloty, a to straszna robota. Przede wszystkim mogą działać tylko za dnia, w nocy byłby problem z odpowiednią nawigacją.

Latają bez przerwy między morzem a miejscami pożarów. W kabinach nie mają klimatyzacji, gryzący dym, ledwo stoją, bo przecież pracują od świtu do nocy. Samo zaczerpnięcie wody także stwarza niebezpieczeństwo, a najgorsze jest samo gaszenie. Przecież oni balansują na granicy, muszą wlatywać niemal w samo epicentrum pożaru. Z olbrzymim szacunkiem patrzę na funkcjonowanie tych bohaterskich pilotów.

Tego typu obrazki powinni zobaczyć turyści. Zarówno ci, którzy są w Grecji, jak i ci, którzy planują spędzić tam urlop.

To jest sytuacja interwencji kryzysowej. Słyszałem, że na Rodos jest sporo reklamacji turystów, bo część z nich umieszczono w szkołach, gdzie prysznice może nie spełniają najwyższych standardów, ale warto być rozsądnym. Jest szczyt sezonu, wszystkie hotele mają pełne obłożenie. Grecy są bardzo opiekuńczy.

"Mam wrażenie, że rząd panuje nad sytuacją, stara się uniknąć tragedii"

Z tego, co mówi grecki premier, w miniony weekend około 10 proc. hoteli na Rodos uległo zniszczeniu.

Też słyszałem o takich statystykach i być może dziś jest ich nawet więcej, ale pozostałe 90 proc. ma pełne obłożenie. Gdzie zatem ulokować tych ludzi? Może niektóre rozwiązania są spontaniczne i lekko prowizoryczne, ale przynajmniej ci turyści są bezpieczni. Kilka greckich linii promowych, typu Stena Line, dało swoje promy, by tam część ludzi mogła się przenieść. Do ewakuacji ludzie udostępniają także swoje prywatne łodzie. Tak czy inaczej, mówimy o wielkiej tragedii, mój piękny Rodos płonie, ale nie tylko. Także Korfu.

Powiem panu coś jeszcze, bo panuje różna narracja. Dawno temu, jeszcze w latach 60., rząd uchwalił ustawę o tzw. pastwiskach. Nawet w Grecji, w której różnie podchodzi się do przepisów, nie ma szans postawić domu w lesie. Jeśli to zrobisz, to ci go rozwalą. Można więc zrobić w Grecji wiele rzeczy nielegalnie, ale nie na powierzchni należącej do lasu. I teraz powstaje problem, bo zgodnie ze wspomnianą ustawą tereny leśne spalone, można przekwalifikować na tzw. pastwiska.

W tym jest cały problem, bo pastwiska po pewnym okresie, zdaje się po dziesięciu—piętnastu latach, można przekwalifikować na działki budowlane. To sprawia, że gdy pojawia się pożar, padają podejrzenia, czy aby na pewno ogień nie został podłożony celowo. To nie jest do końca prawda, bo w Szwajcarii też wybuchają pożary, a trudno podejrzewać Szwajcarów o celowość. Ale nie ulega jednak wątpliwości, że jakaś część pożarów jest jednak wzniecana przez ludzi. Schwytano i zaaresztowano nawet podejrzanego o zaprószenie ognia w Lagonisi. Twierdzi w zeznaniach, że ekscytuje go widok pożaru!

Brzmi to co najmniej szokująco.

Na pocieszenie mogę powiedzieć, że mam wrażenie, że rząd panuje nad sytuacją, stara się uniknąć tragedii. Obiecali budżety na wzmocnienie służb, dla wojska, na sprzęt, helikoptery i samoloty gaśnicze. Ten rząd wygląda na sprawny i przejmujący się. Niewątpliwie czas wprowadzić w Grecji pewne procedury związane z upałami i pożarami. To trochę jak ze śniegiem w Polsce. Co by nie było, co roku będziemy mieli śnieg, który zaskoczy kierowców. Tak samo w Grecji będziemy mieli pożary.

Wdrożenie systemów obronnych i procedur jest konieczne. Co prawda Grecy z tego typu działań nie słyną, ale wierzę, że ten rząd będzie w stanie to zrobić. Należy się tego spodziewać w niedługim czasie, bo lepiej przewidywać pewne rzeczy i wdrażać gotowe procedury. "Zaletą" tych wszystkich pożarów, a przynajmniej szczęściem w nieszczęściu jest to, że uniknęliśmy ofiar śmiertelnych, przynajmniej takie są doniesienia. Premier z centrum zarządzania kryzysem zapowiedział, że ludzie, którzy stracili być może dorobek życia, dostaną wsparcie finansowe, co pozwoli się po tym wszystkim podnieść.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło:Przegląd Sportowy Onet
Data utworzenia: 25 lipca 2023 21:23
Dziennikarz Przeglądu Sportowego Onet
Dziennikarz Przeglądu Sportowego Onet