Władysław III "Warneńczyk" Jagiellończyk (urodzony 31 października 1424 roku, zginął w bitwie pod Warną na Węgrzech, 10 listopada 1444 roku) herb

Syn Władysława II Jagiełły Giedyminowicza, króla Polski, wielkiego księcia litewskiego i Zofii (Sonki) Holszańskiej, córki Andrzeja Iwanowicza księcia Holszańskiego.

Król Polski i wielki książę Litwy jako Władysław III od 25 lipca 1434 roku do 10 listopada 1444 roku, król Węgier jako Ladislas VI (Vladislas I) i król Chorwacji jako Vadislas I od 17 lipca 1440 roku do 10 listopada 1444 roku (ogłoszony 1 stycznia 1440, 17 lipca 1440 roku koronowany).

Tytuły: Wladislaus, Dei gracia rex Polonie, Hungarie, Dalmacie, Croacie, Rascie, Bulgarie, Sclavonie, nec non terrarum Cracovie, Sandomirie, Lancicie, Syradie, Cuyavie, Lythuanie princeps suppremus, Pomeranie, Russieque dominus et heres etc. (Władysław z Bożej Łaski król Polski, Węgier, Dalmacji, Chorwacji, Raszki, Bułgarii, Slawonii, pan i dziedzic ziemi krakowskiej, sandomierskiej, łęczyckiej, sieradzkiej, Kujaw, Pomorza i Rusi, najwyższy książę Litwy etc.).

Władca prywatnie:

Przyszedł na świat kiedy tracono już nadzieję, że sędziwy król doczeka się męskiego potomka. Matka jego miała wtedy zaledwie około 18 lat. Król ojciec niezwykle szczęśliwy, cały dzień spędził w Kościele dziękując Bogu za syna. Uroczysty chrzest królewicza odbył się w Krakowie, a ojcem chrzestnym został papież Marcin. Niewiele mamy informacji o osobowości Władysława, żył zbyt krótko.

Wydaje się, że był podatny na wpływy, a gdy pojawiła się możliwość podjęcia samodzielnej decyzji, brak doświadczenia zaowocował niedojrzałą oceną sytuacji i straceńczym pomysłem. Na pewno był Władysław człowiekiem odważnym, o duszy przepojonej ideałami rycerskimi. Był młodym, skromnym człowiekiem, miłym w obejściu, choć niezbyt wielkiej urody. Nie miał żony, jego planowane małżeństwo z Elżbietą nie doszło do skutku. Jest zresztą wiele informacji świadczących o tym, że wolał raczej towarzystwo mężczyzn niż kobiet. Zginął, nie pozostawiwszy potomka. Na Węgrzech uczczono go, zbudowanym w 1935 roku, mauzoleum.

Władysław był posądzany o skłonności homoseksualne. Jan Długosz, który osobiście znał króla, a także kontaktował się z ludźmi z jego otoczenia napisał, "iż Jagiellończyk skłonny do rozkoszy męskich, ani w czasie pierwszej wyprawy przeciw Turkom, ani w czasie tej drugiej, którą wtedy prowadził, gdy szalała wojna, gdy naokoło panował strach i było mnóstwo wrogów przy garstce jego wojska, kiedy należało przebłagać miłosierdzie Boże i pozyskać je sobie, on, nie zważając zupełnie na własne niebezpieczeństwo i na zagrożenie całego wojska, nie porzucał swych, przeciwnych czystości, wstrętnych rozkoszy".

Podstawowym problemem całej tej konstrukcji jest coś, co można by nazwać współczesną nadinterpretacją.

20-letni monarcha nie zdążył się ożenić, a także okazał rozpacz, gdy w wieku 16 lat stracił przyjaciela, zaczęto uznawać ostatnio za fakty świadczące o jego homoseksualizmie. Najczęściej przytaczany jest w tym kontekście fragment Kroniki Długosza, wg którego przed klęską warneńską władca miał spędzić noc na "męskich rozkoszach". Mediewiści podkreślają jednak, że jest to po prostu niezbyt szczęśliwy dobór słów w pochodzącym z 2004 roku tłumaczeniu łacińskiego zwrotu określającego po prostu rozpustę. Warto też pamiętać, że sam kronikarz podkreśla, że pisząc te słowa powtarza tylko plotkę.

Działalność publiczna:

Władysław Jagiełło jeszcze za życia zapewnił synowi następstwo tronu. Po śmierci starego króla, Zbigniew Oleśnicki dążył do szybkiej koronacji Władysława. Używał przy tym argumentów o groźbie anarchii i wojny domowej, a w rzeczywistości obawiał się utraty swej pozycji na dworze. Grupa możnowładców, pod przewodnictwem Spytka z Melsztyna, nie godziła się na koronację bez elekcji i niechętna była wszechwładnej pozycji biskupa krakowskiego. Doprowadziło to do otwartej wojny domowej wywołanej przez konfederację, utworzoną przez Spytka.

Konfederacja posługiwała się hasłami husyckimi i zakończyła się klęską konfederatów pod Grotnikami (1439 rok). Dziesięcioletni król został koronowany w katedrze wawelskiej i zaprzysiągł dotrzymania praw i przywilejów szlacheckich. Ponieważ władca był niepełnoletni, rządy w poszczególnych prowincjach sprawowali namiestnicy a właściwą regencję sprawował Oleśnicki. Władysław był "malowanym królem", większość decyzji podejmowano za niego. W tym okresie pojawiły się przed Jagiellonami nowe możliwości działania w Europie Środkowej. Husyci czescy proponowali Kazimierzowi (królewskiemu bratu) tron, ale Oleśnicki odrzucił te ofertę. Z zainteresowaniem natomiast spotkała się możliwość objęcia tronu w Budzie.

Śmierć Albrechta Habsburga w 1439 rok, władcy Węgier, stworzyła możliwość zawarcia unii polsko-węgierskiej. Węgry szukały sojusznika do walki z zagrażającą im potęga turecką. Przeszkodą w rozmowach polsko-węgierskich była ciężarna wdowa po Albrechcie, królowa Elżbieta. Stronnictwo propolskie złamało jednak opór królowej i zgodziła się ona na małżeństwo z Władysławem. Sam Władysław jednak nie palił się do ślubu ze znacznie od siebie starszą Elżbietą. Mimo oporu wdowy po Habsburgu, która, urodziwszy syna, próbowała nie dopuścić króla polskiego na Węgry, Władysław opanował Budę i koronował się na króla Węgier w 1440 roku. Doszło do otwartej wojny domowej, trwającej dwa lata. Zakończyła ją mediacja legata papieskiego, który skłonił młodocianego króla do podjęcia krucjaty antytureckiej.

W 1442 i 1443 roku armia węgierska pod dowództwem Jana Hunyadego odparła atak turecki i odniosła szereg zwycięstw. Na Węgrzech starły się poglądy zwolenników i przeciwników wojny. Sejm podjął decyzję o podjęciu kampanii wojennej przeciw Turcji, a król Władysław potwierdził to uroczystą przysięgą. Nie przyznano jednak żadnych funduszy na wyprawę i król musiał oprzeć się na oddziałach Hunyadego i innych magnatów oraz liczyć na ich pieniądze. Pomoc zagraniczna była niepewna. Król więc, mimo przysięgi, zwlekał z rozpoczęciem wojny. W takich okolicznościach wysłał do Adrianopola do sułtana delegację i rozpoczęto rokowania pokojowe z Turkami. Zawarto na 10 lat pokój w Szegedynie. Był on korzystny dla Węgier i chrześcijaństwa. a król Władysław zaprzysiągł uroczyście i ratyfikował zawarty z sułtanem układ. Jednak już po trzech dniach legat cesarski namówił króla Władysława do wznowienia wojny. Pokój został zerwany i podjęto wyprawę.

Na czele armii stanął 20-letni król Władysław. Faktycznym dowódcą był świetny wódz, Jan Hunyady. 20-tysięczna armia węgierska, wspierana ochotniczymi oddziałami polskimi, rozpoczęła marsz ku słabo bronionej stolicy tureckiej. Flota papiesko-wenecka czekała w cieśninach. Genueńczycy przewieźli jednak na swych galerach armię sułtańską i wkrótce 60 tysięcy Turków stanęło na przedpolach Warny. Armia węgierska znalazła się w okrążeniu. Był listopad 1444 roku. Po burzliwych naradach zdecydowano się na wydanie bitwy w otwartym polu. Początkowo szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę Węgrów. I nagle stała się rzecz niespodziewana. Młody król Władysław, na czele niewielkiego oddziału 500 jeźdźców, uderzył na główny trzon wojsk tureckich w pobliżu sułtana. Wkrótce otoczyli go janczarzy, pod królem ubito konia, a królowi ścięto głowę. Wojska węgierskie ogarnęła panika i rozpoczęła się ucieczka z pola bitwy. Straty po obu stronach były ogromne. Zginęło kilkadziesiąt tysięcy Turków. Zginął legat Cesarini, resztki armii węgierskiej uratował zręcznym manewrem Hunyady. Ciała króla nie odnaleziono, więc rzez dłuższy czas łudzono się, że cudem się uratował. Pojawili się nawet ludzie podszywający się pod Warneńczyka. Turcy zwyciężyli, a Polska i Węgry pozostały bez władcy.

Bilans panowania:

Mimo, że Władysław Warneńczyk panował tylko 10 lat i umarł tak młodo, spory wokół oceny jego postaci są znaczne. Na fakty nakłada się legenda i stąd trudności w wydaniu jednoznacznej opinii. Jedni przestawiają Władysława jako niedojrzałego młodzieniaszka, bezwolnego w rękach potężnego kardynała Oleśnickiego, wojewody Jana Hunyadego i legata papieskiego. W związku z zerwaniem rozejmu z Turcją, oskarżają go o krzywoprzysięstwo i awanturnictwo. Uznają go za winnego klęski pod Warną. Zupełnie odmienny obraz młodego władcy przedstawiają inni. Według nich, był to szlachetny monarcha, ostatni krzyżowiec do ostatka broniący wiary i cywilizacji europejskiej, król bez skazy. Tragiczny los króla Władysława sprzyjał tworzeniu legendy na jego temat i stał się ważnym składnikiem tradycji historycznej.

Poszukiwany - żywy lub martwy:

Początkowo zdawało się, że sprawa jest oczywista. Król ani nikt z jego otoczenia nie powrócił do szeregów krzyżowców, przez pewien czas jeszcze stawiających opór osmańskim zastępom; nie było go także wśród ocalałych uciekinierów z pola bitwy, przedzierających się przez dzikie odstępy w stronę Dunaju. Były trzy możliwości: albo poległ, albo dostał się do tureckiej niewoli, albo jakimś sposobem uszedł z pogromu i ukrył się w nieznanym miejscu. Tu jednak zaczynały się rozbieżności.

Turcy, będący po zwycięstwie panami warneńskiego pola, od samego początku konsekwentnie trzymali się wersji, że monarcha poległ na polu bitwy. Na dowód tego pokazywali odciętą królewską głowę, tę samą, którą nabitą na pikę obnoszono po warneńskim polu. Głowę tę, a ściśle mówiąc zdartą z niej skórę, wypchaną bawełną, odpowiednio spreparowaną i zakonserwowaną w miodzie, obwozili następnie po swoich miastach. Trofeum trafiło do Bursy, stolicy tureckiej Anatolii, choć wedle jednego z chrześcijańskich przekazów, poematu Michała Behaima, na koniec miało się znaleźć w Kairze, na dworze mameluckiego sułtana:

Po czym opuścił Turek (Murad II) pole bitwy. Królowi Węgier (Władysławowi) od razu uciął głowę, a głowę jego - wierzcie mi - sułtanowi na znak oddawanej mu czci, odesłał.

Chrześcijanie nie dawali jednak wiary słowom Turków. W istocie, okoliczności śmierci króla Władysława były dość wątpliwe, a tureckie informacje - niespójne. Sułtańskie fehname, czyli rozsyłane do muzułmańskich władców oficjalne zawiadomienie o zwycięstwie, zawierało pewien znamienny szczegół: oto król został wzięty do niewoli, a następnie ścięty przed obliczem Murada, tymczasem inne osmańskie kroniki mówiły o zabiciu króla po jego upadku z konia. Rzeczywisty dowódca wyprawy, wojewoda siedmiogrodzki Jan Hunyady, zaczął szerzyć wersję o ocaleniu monarchy w liście z 23 listopada 1444 roku, skierowanym do samych Węgrów. Dla wojewody i przyszłego regenta Królestwa Węgierskiego najważniejsze musiało być zmobilizowanie swoich rodaków wobec roszczeń do tronu obcych dynastii, zwłaszcza Habsburgów, dążących do powrotu nad Dunaj. Wątek ocalenia i rychłego powrotu Władysława podjął w ślad za Hunyadym także palatyn węgierski Wawrzyniec Héderváry, usiłując wmówić odbiorcom swoich pism, że Warneńczyk przebywa a to w Polsce, a to znowu na Cyprze. Z całą pewnością była to jednak gra pozorów, obliczona na zneutralizowanie działań ze strony habsburskiego dworu. Nadzieje na szczęśliwe ocalenie króla podtrzymywano także w Polsce. Podjęto nawet nieśmiałe - i szybko zarzucone - próby dotarcia do zaginionego władcy, przebywającego, jak sądzono, gdzieś na Bałkanach.

Wkrótce kolejne relacje o cudownym przeżyciu monarchy zaczynały się mnożyć. Już wiosną 1445 roku do matki nieszczęśliwego monarchy, królowej Zofii Holszańskiej, dotarło z Węgier budzące nadzieję pismo, mówiące, że król żyje i jest zdrowy. Można widzieć w nim część akcji propagandowej otoczenia Jana Hunyadyego. Niemałą rolę w popularyzacji tej wersji odegrał także uczestnik zmagań pod Warną, kolektor papieski Andrzej de Palatio, który z Polski raczył odbiorców swoich listów coraz bardziej fantastycznymi i sprzecznymi informacjami, według których król Władysław a to poległ w ataku na janczarów, a to zgładził własną ręką samego sułtana Murada, a to dostał się do niewoli, a to jednak żyje i się ukrywa… Na koniec zaś podsumował, że monarcha najpewniej utonął.

Tego rodzaju wieści powodowały, że na dworze papieskim w Rzymie i habsburskim w Wiedniu panowały sprzeczne opinie nie tylko co do losów władcy polskiego, ale i rzeczywistych rezultatów bitwy. Dawał temu wyraz główny rzecznik interesów habsburskich, ówczesny biskup Sieny Eneasz Sylwiusz Piccolomini (późniejszy papież Pius II), który pisał w tym samym czasie do księcia Mediolanu Filipa Marii Viscontiego:

Jedni mówią, że nie żyje, inni przypuszczają, że został wzięty do niewoli. To jednak wszyscy stwierdzają z pewnością, że nie wrócił.

Trudno było tego nie zauważyć. Jednak konkretne działania zmierzające do odnalezienia zaginionego monarchy podjęli dopiero Burgundczycy.

Niepewność co do faktycznego przebiegu wydarzeń i losów samego monarchy nie ominęła także dowódców floty, mającej udaremnić przeprawę sił osmańskich z Azji Mniejszej do Europy. Pomimo fiaska całej operacji morskiej statki chrześcijańskie cały czas stacjonowały w cieśninach Bosfor i Dardanele. Na tę niepewność wpływały nie tylko sprzeczne doniesienia uczestników bitwy warneńskiej, ale także buńczuczne zapewnienia Turków o własnym sukcesie, pokazujących niedowiarkom trofeum w postaci królewskiej głowy. Głowę tę Turcy pokazali także wysłannikom kapitana Piotra Loredana, dowodzącego w Dardanelach galerami Wenecjan. Wątpliwości co prawda wzbudził fakt, zanotowany przez kronikarza Jana de Wavrin (wuja Waleranda de Wavrin, dowódcy eskadry burgundzkiej biorącej udział w działaniach floty sprzymierzonych), że głowa miała włosy blond, a król był przecież brunetem. Czy zatem faktycznie była to głowa bohaterskiego władcy? Okazuje się, że kolor włosów niczego nie przesądza, a sprzeczność rozwiązał późniejszy przekaz serbskiego pamiętnikarza Konstantego z Ostrowicy, mówiący o użyciu przez Turków barwnika w celu lepszej prezentacji ich makabrycznego trofeum.

Walerand de Wavrin latem i jesienią 1445 roku podjął z kilkoma galerami wyprawę wzdłuż zachodniego wybrzeża Morza Czarnego podobno aż do Kaffy na Krymie, a następnie górnym biegiem Dunajem aż do Nikopolis. Wavrin wysłał też do panów węgierskich i Hunyadyego swego przedstawiciela Piotra Vasta z wezwaniem do podjęcia działań także z ich strony. Podejmowano również próby namówienia do współdziałania hospodara wołoskiego Włada II Drakula. Po drodze wszędzie, gdzie się dało, rozpytywano o króla. Trwająca od wiosny do później jesieni 1445 roku wyprawa poszukiwawcza - bo trudno poważnie traktować ówczesne działania, pozorujące kontynuowanie krucjaty - zakończyła się oczywiście fiaskiem. Króla Władysława ani wiarygodnych świadków jego losów nie odnaleziono.

Czas samozwańców:

Króla widziano jakoby nie tylko na Cyprze, ale i w Konstantynopolu, Wenecji, Siedmiogrodzie, Serbii, Albanii czy na Wołoszczyźnie. Według Ambrożego z Moraw władca natomiast przemieszczał się po różnych krajach, zbierając wojsko do nowej krucjaty. Było tylko kwestią czasu, kiedy w Europie zaczną się pojawiać osoby podające się za zaginionego monarchę. Wszystkie te wersje, odpowiednio rozbudowywane, zmieniane lub przekształcane, stały się kanwą późniejszych legend i przekazów o dalszych losach rzekomo ocalonego Warneńczyka.

Już w Wielkanoc 1445 roku niejaki Jakub, wywodzący się z nizin społecznych, udał się do czeskiej wsi Stadice, gdzie podawał się kolejno za króla Artura, za króla polskiego (czyżby Władysława?), by wreszcie ogłosić się… królem czeskim. Jak widać, nie do końca był przekonany, kim chce zostać. W końcu owego "króla Stadickiego" uwięziono, odsyłając go do Pragi. Co się z nim później stało, nie wiadomo.

Głośnym echem odbiła się też sprawa niejakiego Jana z Wilczyny, działającego w 1451 roku w Niemczech, na Śląsku i w Polsce, zanim w końcu nie został w Międzyrzeczu zdemaskowany. Musiał zdobyć grono wiernych słuchaczy, skoro książę głogowski Henryk IX i mieszczanie śląscy dopytywali się w Polsce, czy król Władysław powrócił do kraju.

Równie znaną była historia polskiego szlachcica, ale jednocześnie znanego oszusta Mikołaja Rychlika z 1459 roku, zanotowana przez czeskiego dziejopisa Pawła Židka:

"Między tym Polaczek, jeden imieniem Rychlik, mącił ludziom, mówiąc, że on jest królem Polski, który po piętnastu latach pokazał się w Poznaniu, mówiąc, że jest królem. Tu go mieszczanie z przedmieścia poczciwie uznali. A gdy pan Łukasz wojewoda przyjechał, poznał, że nie jest królem, ale łgarzem. Chciał go ściąć, ale panowie starsi tej krainy do tego nie dopuścili, tak aby zjazd walny coś o nim postanowił. Potem był z nim na zjeździe walnym, a gdy królowa stara odparła, że nie jest to jej syn, panowie dając mu papierową koronę, kazali go ustawić przy pręgierzu, każdego dnia dwukrotnie go chłostali, a potem chowali go w więzieniu uczciwie aż do śmierci, aby nikt o nich nie mógł powiedzieć, że swego króla umorzyli".

Afera okazała się zatem kolejną imposturą, choć o tyle bolesną dla Polaków, że musiano uciec się do świadectwa królowej Zofii. Niemniej nie był to jeszcze koniec pseudo-Warneńczyków. Bardzo charakterystyczny stał się zwłaszcza iberyj­ski wątek ich dziejów.

Najbardziej charakterystyczna okazała się relacja z podróży Lwa z Rožmitála, czeskiego podróżnika i dyplo­maty i jednocześnie szwagra króla Jerzego z Podiebradu, spisana przez Wacława Šaška z Bířkova. Delegacja, przejeżdżająca nieopodal Medina del Campo w 1466 roku, do której dołączył nieznany z imienia polski pielgrzym, napotkała w pewnej kastylijskiej wiosce niezwykłego pustel­nika. Spotkanie to miało dość osobliwy przebieg:

Cztery mile za Cantalapiedra, odległej o sześć mil od Medina del Campo, jest wioska, powyżej której znajduje się chata zamieszkała przez pustelnika. Mówi się, że jest nim król Polski, którego uważa się za zabitego przez pogan, ale ja nie mogę tego potwierdzić. Mojemu panu powiedziano, że był to z pewnością król, który został pokonany w bitwie z poganami, i że on poświęcił się życiu w wiecznej samotności, ponieważ nie dotrzymał wiary. […] Był wtedy z nami pewien polski podróżnik, który towarzyszył nam przez 50 mil, idąc obok koni. On był przed nami. On chciał, żeby mój pan prosił pustelnika, żeby odsłonił swoje stopy, mówiąc, że jeśli on miał po sześć palców u każdej stopy, można będzie ustalić z całą pewnością, że jest to król Polski, który był pokonany przez barbarzyńców. […] Wtedy Polak widząc, że pustelnik miał po sześć palców u stóp, zbliżył się do niego i padając na kolana, objął go za stopy, wykrzykując: "Jesteś naszym panem i królem pokonanym przez pogan". Pustelnik w odpowiedzi rzekł: "Jestem zdumiony, że klękasz przede mną i obejmujesz moje stopy, ponieważ nie możesz nie wiedzieć, że nie jestem wart takiego honoru. Jestem człowiekiem, który ma na sumieniu wiele grzechów, które postanowiłem odpokutować, jeśli Bóg Wszechmogący pozwoli mi w tym wytrwać". Powiedziawszy to, z płaczem wycofał się do swej chaty. Kiedy odjechaliśmy, Polak powiedział do mojego pana: "Zapewniam cię, że jego wygląd i znak na jego stopach świadczą z całą pewnością, że jest to król Polski, ponieważ pamiętam te rzeczy z mojego dzieciństwa".

Relacja nie zanotowała już, w jakich okolicznościach ów Polak mógł w dzieciństwie widzieć króla Władysława bez obuwia. A nie był on chyba człowiekiem na tyle ważnym, aby przebywać w bezpośrednim otoczeniu monarchy, skoro towarzyszył poselstwu czeskiemu pieszo. Co ciekawe, Śađek zanotował też wiek tajemniczego ascety, który liczył wówczas około siedemdziesięciu lat, co samo w sobie już jest podejrzane, skoro prawdziwy Warneńczyk mógł wówczas być nieco ponad czterdziestolatkiem. Być może ten właśnie szczegół sprawił, że Czesi postanowili tajemniczego pustelnika zostawić w spokoju.

Idąc jednak dalej tym tropem, z czasem zaczęto szukać śladów monarchy jeszcze dalej: na zagubionej na Atlantyku portugalskiej Maderze.

Już w 1452 roku o pobycie króla na portugalskich wyspach docierały do Polski wieści rzekomo od dominikanina Mikołaja Florisa. Pisał on do ówczesnego wielkiego mistrza krzyżackiego Ludwika von Erlichshausen:

Osobiście słyszałem od posiadacza tego listu, Jana Polaka, że jesteś, Panie, szczególnym przyjacielem króla Władysława, niegdyś najdostojniejszego władcy i pana z Bożej łaski Królestw Polski i Węgier. Chcę ci oznajmić cudowną nowinę, że król Władysław teraz mieszka na wyspach królestwa Portugalii, a ja jestem jego towarzyszem i współpustelnikiem.

Odpisy listu, w opinii znacznej części badaczy uchodzącego za zręcznie spreparowany przez samych krzyżaków falsyfikat, mający na celu sianie zamętu w Polsce, musiały jednak krążyć w dość licznych odpisach po Polsce i Mazowszu, skoro wspo­mniano ten trop w okolicznościowej miejscowej poezji. Czy dalekim echem tej dość grubymi nićmi szytej historii była "legenda maderska", przekazana przez Tadeusza Kielanowskiego, a później rozwinięta przez Manuela Rosę? Wątek ten stał się kanwą szumnej w ostatnich czasach teorii o polskich korzeniach Krzysztofa Kolumba. Wedle tej teorii król, po odbyciu pielgrzymki do klasztoru Świętej Katarzyny na Synaju, osiadł na Maderze, ukrywając swoją tożsamość pod pseudonimem Henryk Niemiec (Henrique Alemao). Trudno jednak potwierdzić, kiedy owa legenda powstała, gdyż najstarszy przekaz o polsko-królewskim pochodzeniu Henryka wywodzi się z dopiero z "Księgi szlacheckiej z wyspy Madery", dzieła Henrique Henriquesa de Noronha spisanej na przełomie XVII i XVIII wieku.

Na całe to międzynarodowe zamieszanie wpływ miał jednak przede wszystkim fakt ukrycia bądź zaginięcia królewskich szczątków. To głównie dzięki temu możliwe były wszystkie impostury, fałszerstwa i sensacyjne poszlaki. Pojawili się jednak i tacy poszukiwacze, którzy podjęli się kontynuować misję odnalezienia zaginionego monarchy również post mortem.

Warneńskie pole:

Sułtanowi Muradowi z pewnością bardzo zależało na tym, aby odpowiednio upamiętnić miejsce swojego triumfu nad chrześcijanami, zwłaszcza że zwycięstwo to kosztowało go wiele wysiłku. Informuje o tym Filip Kallimach w swojej Historii o królu Władysławie: "Turcy, znalazłszy ciało króla, postawili w tym miejscu na niewielkim wzniesieniu pomnik (columnam) z opisem bitwy, który i dziś można oglądać". A chociaż rzeczona kolumna, jak wynika z późniejszych przekazów, nie przetrwała w tym miejscu dłużej niż stulecie, to z krążących w XVI stuleciu łacińskich odpisów zachowała się treść tego napisu, spisanego najprawdopodobniej w języku tureckim:

Rzymianie Kanny, ja Warnę wsławiłem, uczcie się śmiertelni dochować wiary, gdyby kapłani nie nakazali mi złamać traktatu, nie nosiłaby Panonia jarzma Scytów.

Było to zatem swego rodzaju epitafium. Jego celem nie było jednak upamiętnienie bohaterstwa króla Władysława, ale przekazanie swego rodzaju przestrogi. Wiersz odnosił się wyraźnie do złamania przez króla traktatu pokojowego, zawartego z sułtanem w węgierskim Szegedynie 1 sierpnia 1444 roku i złamanego cztery dni później z inspiracji kardynała Juliana Cesariniego. Wiele też wskazuje na to, że kolumna ustawiona została w miejscu pochówku chrześcijan poległych w ataku na broniący sułtana czworobok janczarów, a zatem także bezgłowego ciała polskiego króla.

Ciekawe, że ta pierwsza poszlaka, wskazująca miejsce wiecznego spoczynku Warneńczyka, przez niemal trzy stulecia nie powodowała prób eksploracji tego miejsca. Zwiedzający w 1574 roku warneńskie pobojowisko Maciej Stryjkowski wspomina co prawda o oglądaniu "wilczych dołów", miejsca upadku Władysława, ale refleksji o królewskim pochówku już nie zawarł:

Widziałem to swym okiem. Tym widziałem okiem,

I w przekopie, gdzie król wpadł, chodziłem głębokim,

Chodziłem, a Greczyn mi miejsca ukazuje,

A pobitych chrześcijan i króla żałuje.

Dopiero w XIX stuleciu, wraz z narodzinami romantyzmu, podjęto poważne poszukiwania grobu Władysława na warneńskim polu. Co ciekawe, palma pierwszeństwa należy się Rosjanom. W czasie wojny z Imperium Osmańskim w 1828 roku car Mikołaj I, uważający się za prawowitego króla Polski, po zdobyciu Warny polecił odesłać do Warszawy tureckie działa, z których miał być odlany pomnik Warneńczyka. Co więcej, nakazał także podjąć poszukiwania szczątków swo­jego dalekiego polskiego poprzednika. Bezskutecznie.

Kilka lat później, około 1836 roku, poszukiwania w tym miejscu prowadzo­no ponoć po raz kolejny, ale i tym razem nie przyniosły one rezultatu, poza znaleziskiem szabli, rzekomo należącej do Władysława, z wygrawerowanym na kościanej rękojeści motywem orła z krzyżem na piersiach. Znalazła się ona w posiadaniu hospoda­ra mołdawskiego Michała Sturzy, który ofiarował ją Rosjanom do zbrojowni w Carskim Siole.

Kolejne poszukiwania, a właściwie eksploracje licznych znajdujących się w tym miejscu pochówków kurhanowych z czasów trackich, podejmowali już Polacy. Podczas wojny krymskiej w 1856 roku w okolicach Warny operowała częściowo polska dywi­zja Sadyka Paszy (Michała Czajkowkiego) dowodzona przez Władysława Zamoyskiego. Powiadano, że pod jed­nym z takich kurhanów, nazywanym przez Turków "Kara Papaz Mezary", odkryto wówczas fragmenty szkieletu, a z nimi miecz i krzyż oraz królewski diadem. Okazało się to jednak plotką. Mimo fiaska poszukiwań z pobytem Polaków pod Warną wiąże się postawienie w tym miejscu obelisku z wygrawerowanym patriotycznym polskim napisem:

Cztery wieki minęły od pamiętnej bitwy,

Gdy dziwnym zbiegiem losów, obok mogił dawnych,

Stanął hufiec Polaków z Zamoyskim na czele,

Jak gdyby uczcić przodków swoich sławnych.

I wdowim groszem garstki żołnierzy tułaczy

Stanął pomnik na kopcu warneńskiej mogiły,

Który swą siwą głowę wznosząc, jakby woła:

- Spraw Stwórco, aby losy Polski się zmieniły.

Kolejne próby odnalezienia szcząt­ków monarchy, szeroko zrelacjonowane przez prowadzącego własne badania terenowe Jana Grzegorzewskiego, podejmowano na począt­ku XX wieku. W jednym z kolejnych kurhanów, nazywanym przez Turków "Kesik Nasz" (czyli właśnie "ucięta głowa"), znaleziono ponoć szczątki kost­ne z rzymskim słupem milowym wbitym w miejsce czaszki oraz mie­dzianą ikonę ze słowiańskim napisem. Wszystko to jednak nie wystarczało, by stwierdzić, że natrafiono na autentyczny królewski pochówek.

Kaplica w Obrocziste:

Warneńskie pole nie jest jedynym potencjalnie możliwym miejscem spoczynku Władysława III. Równie godną rozważenia jest teoria pochówku w prawosławnej świątyni. Jedyna informacja na ten temat pochodzi od niemiec­kiego poety, związanego z dworem habsburskim Michała Behaima, korzystającego z relacji uczestnika bitwy i jeńca osmańskiego, niejakiego Hansa Myogesta:

Tak i z Grekami się ułożył, żeby ciało króla w kaplicy greckiej pochować. Co natychmiast zostało uczynione.

Gdzie mogła się znajdować ta kaplica? Ponieważ nie udało się potwierdzić istnienia w tym okresie świątyni godnej królewskie­go pogrzebu w samej Warnie ani w najbliższej okolicy, poszukiwa­nia skierowano na bardziej odległe tereny. Uwagę badaczy analizują­cych ten wątek historii przykuła między innymi prawosławna kaplica pod wezwaniem św. Atanasa we wsi Obrocziste niedaleko nadmorskiego Bałcziku. Miejsco­we legendy wspominały o chrześcijańskim świętym, który naraziwszy się na gniew sułtana z powodu poślubienia Turczynki, został przez Turków ścięty, a je­go bezgłowe szczątki pochowano w tej właśnie kaplicy. Miał to być właśnie św. Atanas. Niewielka oktagonalna świątynia zacho­wała się do dziś na terenie pomuzułmańskiego kompleksu religijne­go, znanego jako Ak Jazyly Baba Teketo. Przed ponad stuleciem prezes Warneń­skiego Towarzystwa Archeologicznego Hermenegild Szkorpił wspominał o otwarciu tego grobu w czasie pobytu rosyjskiej armii jesz­cze w XIX wieku i cytował świadectwo naocznego świadka, niejakiego D.T. Stamboliewa. Wewnątrz kaplicy, przykryte półwalcową płytą nagrobną, bardziej przypominającą pochówki muzułmańskie niż chrześcijańskie, na głębokości około dwóch metrów spo­czywały szczątki wysokiego mężczyzny. Co więcej, szkie­let był pozbawiony głowy, a ręce, zgodnie z chrześcijańskim rytuałem, złożone były na piersiach. Czy oznacza to, że grób Warneńczyka może znajdować się właśnie tutaj? Nie ma na to dowodów, i nie wiadomo też o żadnych znalezionych w tym miejscu przedmiotach. Bez podjęcia na nowo badań terenowych na terenie kompleksu trudno też o rozstrzygające teorie, tym bardziej że wiek pochówku pozostaje nieznany.

Wydawałoby się, że to już koniec aktywnych poszukiwań królewskiego grobu. Tymczasem ostatnie lata przyniosły jeden jeszcze wątek, związany z "maderską" teorią Leopolda Kielanowskiego i Manuela Rosy. Henryk Niemiec, czyli rzekomo ocalały z bitwy z Turkami niegdysiejszy król Władysław "Warneńczyk", wiodący w miarę spokojny żywot na atlantyckiej Maderze, według Henrique Henriquesa de Norohna rozstał się ze światem w tragicznych okolicznościach: "Zginął przy przylądku Givao, gdzie skała spadła na jego statek; jego szczątki zostały pochowane w tym kościele". Miało to miejsce około 1474 roku.

Zatem miejscem pochówku domniemanego Warneńczyka ma być cmentarz przy kościele św. Marii Magdaleny w miasteczku Madalena do Mar na Maderze. Jednak kilkadziesiąt lat później kościół i znajdujące się tam groby zostały zniszczone przez skalną lawinę. Dzisiejszy odbudowany w tym miejscu kościół nie ma zatem z pierwotnym nic wspólnego. Po pięciuset latach Kielanowski dotarł do połamanych kawałków płyty nagrobnej identyfikowanej przez niego z pochówkiem Henryka Niemca, z mało czytelną inskrypcją, zatartą przez czas, ale o ornamentyce nawiązującej do symboli Jagiellonów. Dzisiaj tę płytę można oglądać w Muzeum Krzyży w Funchal.

Puste sarkofagi:

Ostatecznie w okresie międzywojennym władze bułgarskie wspie­rane przez polskie przedstawicielstwa konsularne postanowiły upa­miętnić miejsce ewentualnego spoczynku Władysława "Warneńczy­ka". W 1935 roku uroczyście otwarto mauzoleum poświęcone nie tylko bohaterskiemu królowi, ale wszystkim poległym w bitwie. Na jego lokalizację wybrano miejsce dawnego obelisku, ustawione­go przez żołnierzy Zamoyskiego, czyli wspomniany już kurhan Kara Papaz Mezary. Wewnątrz znajduje się nagrobek króla w kształcie średniowiecznej tumby z przedstawieniem monarchy w pełnej rycerskiej zbroi, leżącego na marach, z mieczem złożonym na piersiach i lwem, symbolem męstwa, u jego stóp. Nagrobek wzorowany jest na sarkofagu Warneńczyka, dłuta Antoniego Madeyskiego, odsłoniętym w 1906 roku w krakowskiej katedrze na Wawelu.

Oba groby - krakowski i warneński - są jednak puste. Królewskie szczątki zaginęły. Czy po tylu wiekach istnieją jeszcze szanse na ich odnalezienie - trudno powiedzieć, choć w archeologii nic nie jest ostatecznie przesądzone, a niespodziewane odkrycia dawno zapomnianych pochówków wciąż się zdarzają.

Dla rodaków króla brak ciała nie miał jednak większego znaczenia, dominowało bowiem przekonanie o szczęśliwym zmartwychwstaniu ciała przed Sądem Ostatecznym. Renesansowy poeta Jan Kochanowski tak pisał w swoim niedokończonym poemacie, znanym jako Włodzisław "Warneńczyk":

Król dwu koron Włodzisław, bo, bijąc pogany,

We krwi nieprzyjacielskiej upadł zmordowany

Wpośrzód ziemi tureckiej; jego poświęcone

Kości nie są w ojczystym grobie położone:

Grób jego jest Europa, słup - śnieżne Bałchany,

Napis - wieczna pamiątka między krześcijany
.


Żródła:

Multimedilana Encyklopedia Władców Polski.


Władysław III Warneńczyk (Jagiellończyk) w "Poczet.com"


Poszukiwacze zaginionego króla. Cz. I w "astra-historia.pl" - autor: ARTUR FORYT


Poszukiwacze zaginionego króla. Cz. II w "astra-historia.pl" - autor: ARTUR FORYT


Królowie-homoseksualiści. Monarchowie pod ostrzem krytyki w "TYTUS" autorka: Agnieszka Wolnicka; 24 października 2018

23-12-2019