Ostatnio moda na lakiery termiczne powraca, stwierdziłam, że i ja w końcu skuszę się na jeden z nich. Postawiłam na BOW Wings of change, czy słusznie?
Zacznę może od aspektu który był dla mnie najważniejszy, efektu zmiany koloru. Nie bez przyczyny zdecydowałam się na ten konkretny lakier, bardzo podobał mi się fakt uzyskiwania trzech kolorów a nie dwóch. Zmiana dzięki temu wydaje się być bardziej płynna. Byłam niezmiernie ciekawa jak to będzie wyglądało na moich paznokciach oraz czy zmiana koloru będzie łatwa, częsta.
Podczas malowania lakier miał ciemno fioletowy odcień ( jak się później okazało błędnie oceniłam krycie, po zamianie na jasny kolor były widoczne prześwity ), położyłam 2 średniej grubości warstwy, polecam jednak trzy ;)
Lakier wysycha bardzo szybko na mat, ja jednak chciałam aby drobne, delikatne holo drobinki były lepiej widoczne i dodałam top coat. Już podczas malowania zmieniał kolorystykę.
Kilkanaście minut po skończeniu manicure musiałam wyjść z domu, w momencie gdy wysiadłam z samochodu był największy efekt WOW. Lakier momentalnie przybrał swój trójkolorowy gradient, od razu złapałam za telefon i właśnie to zdjęcie mogliście zobaczyć na moim instagramie ( znajduje się również na końcu tego postu ).
Zabawą nie było końca, nawet w domowym zaciszu często widziałam zmiany kolorystyki.
A teraz zapraszam do oglądania zdjęć, pod nimi znajdziecie opis w jakich warunkach były robione.
Temperatura pokojowa, tylko kciuk w tym momencie był trójkolorowy
Kilka minut po powrocie do domu (zimno)
Zaraz po powrocie do domu ( zimno )
Ciepło ( ok. 25 stopni )
Ok. 30-60 sekund po wyjściu z domu ( zimno )
Zdjęcia robione na dworze, pochmurny dzień.
A wyżej zdjęcie o którym wspominałam wcześniej, efekt dzięki któremu pokochałam Wind of Change :) Ciekawa jestem czy podzielicie moją opinię, ja z pewnością skuszę się kiedyś na jego braciszka w odcieniach brązu <3
Pozdrawiam,