Moje piękne, udawane wakacje (oraz inne internetowe ściemy)

Niektórzy udają, że pracują robiąc sobie wakacje, ale człowiek nie jest taki, żeby nie zrobił czegoś na opak. Na przykład pewna pani o wdzięcznym imieniu Zilla udawała wyjazd wakacyjny nie przerywając codziennej rutyny. Po co?

Im dłużej się zastanawiam nad tym, tym bardziej wstyd mi za siebie. Kiedy tylko nie pracuję, staram się pracować. Sprzątam, bo inaczej zdjęcia wychodziłyby brzydkie, dzieci wychowuję, by mieć tematy, na koncerty chodzę wyłącznie w celach zawodowych, a na wakacje jeżdżę, żeby zbierać materiały na reportaże i inne zapiski. Co gorsza, nawet obiady gotuję pod pretekstem pracy.

Trochę żartuję (zwłaszcza z gotowaniem i dziećmi), a trochę nie. Jest jednak faktem, że prędzej bym spuchła i wybuchła, niż przez miesiąc udawała, że wypoczywam, podczas, gdy tak naprawdę wstaję co rano, zbieram się, idę do pracy, wracam, gotuję, sprzątam, wychowuję i próbuję spać. A taka Zilla van den Born zrobiła inaczej.

Gdyby to nie była Zilla, tylko jakaś Asia, czy Gosia, a nazwisko brzmiałoby bardziej swojsko, pomyślałabym, że wrzucała przez pięć tygodni wakacyjne zdjęcia i udawała wycieczkę do Azji tylko po to, by małym nakładem kosztów finansowych wywołać zazdrość swych wirtualnych znajomych . Potem zrobiło mi się podwójnie przykro - nie dość, że nawet nie muszę udawać, że pracuję na wakacjach, czym dowodzę swego wszystkorobięźleizmu , to jeszcze nieprzychylnie myślę o krajanach, znaczy kreślę przepełniony zazdrością obraz prezentując postawę antypatriotyczną. Do rzeczy jednak. Zilla wzbudziła zainteresowanie ludu udając wakacje. Koleżanka podpuściła mnie, żebym sobie zobaczyła jak ona udaje. Spojrzałam i nie dość, że zrobiło mi się przykro po dwakroć i wstyd za siebie, to jeszcze ziewnęłam. Serio? W 2014 roku znów ktoś odkrył Wirtualną Amerykę leżącą w archipelagu autokreacji?

Zilla przez pięć tygodni dokumentowała swą wielką podróż po Azji, wrzucając na Facebooka zdjęcia i opisy, by po zakończeniu swojej udawanej wyprawy odkryć, że...

Filtrujemy i manipulujemy tym, co prezentujemy w mediach społecznościowych, tworzymy wirtualny świat, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Moim celem było udowodnienie jak powszechne i łatwe może być przekłamywanie rzeczywistości. Wszyscy wiedzą, że zdjęcia modelek są podrasowywane, ale najczęściej umyka naszej uwadze fakt, że wszyscy przekłamujemy rzeczywistość.

Doprawdy, Doktorze Watsonie, nie mówmy tego ludziom, bo jeszcze się przestraszą i pomyślą, że to wszystko matrix! Oczywiście, że świadomie przekłamujemy rzeczywistość i robimy to nagminnie. Śmiem twierdzić, że przekłamujemy ją od chwili, gdy tylko zaczęliśmy mieć świadomość, że jest jakaś rzeczywistość.

Jak pojechać na wakacje bez opuszczania domu? Zilla van den Born wam pokaże!Jak pojechać na wakacje bez opuszczania domu? Zilla van den Born wam pokaże! Jak pojechać na wakacje bez opuszczania domu? Zilla van den Born wam pokaże! Jak pojechać na wakacje bez opuszczania domu? Zilla van den Born wam pokaże!

Gdybym była starą, zrzędliwą, kulejącą mendą, powiedziałabym jeszcze, że "Wszyscy kłamią" . Nawet zwierzęta i rośliny. Udają przed towarzyszami i manipulują wrogami. Wracając do ludzi - manipulowanie, zwłaszcza w światach wirtualnych, jest nie tylko łatwiejsze, jest wpisane w naturę tych światów. Media społecznościowe to najdoskonalszy i najbardziej powszechny wyzwalacz, przyspieszacz i zderzacz hadronów autokreacji, jaki (póki co) udało nam się stworzyć.

Ze zdjęciami, czy bez nich, możemy wodzić za nos pozostałych użytkowników. Wystarczy odpowiednia selekcja i forma przekazywanych wiadomości. Wśród ludzi, których znam dzięki swojej pracy (swoim pracom? bo wszystkie trzy sprowadzają się do obcowania z ludźmi za pośrednictwem internetu) mogę spokojnie wyróżnić kilka ciekawych typów.

Hurraoptymiści .

Przyznaję, tych spotykam najrzadziej, pewnie dlatego, że moja połowa internetu przesiąknięta jest mrokiem i cynizmem, gdyż od dawna nie wyjmowałam jej z wiaderka pełnego czarnego błota z jeziora Czokrak . Po raz pierwszy zaczęłam zwracać uwagę na Hurraoptymistów kilka lat temu, kiedy znajoma znajomej przyznała, że wrzuca na bloga tylko dobre informacje, dzięki czemu - rzekomo - ma być postrzegana jako lepsza osoba, człowiek sukcesu, zawsze sprawna i zdrowa, rano na joggingu, w pracy z kwiatami i czekoladkami, popołudniu z lampką wina, w weekend na pięknym wyjeździe. Same plusy zero minusów. Mhm. I zapewne +100 punktów do podkurwiania innych. Nie wiem, czy jej polityka przyniosła wymierne korzyści (intratne zlecenia, wyjazdy w ciekawe miejsca), blog już nie działa, na Facebooku/Instagramie wolę nie szukać, na osobę nie natknęłam się w realu.

Ironiczni z fasonem.

Dodatnio - czyli tacy trochę optymiści, ale z dystansem do siebie.

Patrz, jestem na wakacjach, świetnie się bawię, ale mam tu pryszcza, czyli jednak nie jestem zwycięzcą. Trochę się cieszę, trochę narzekam i jeszcze się z tego wszystkiego natrząsam. Znam wszystkie zabawne memy i cytaty z najpopularniejszych filmików na YouTube. Jestem odcięta/y i wyluzowana/y. Chcesz mnie mieć wśród swoich znajomych, chcesz mnie zapraszać na imprezy, a może nawet chcesz dać mi pracę? No dalej, zrób to, a zobaczysz jak ironicznie umiem opisać wszystko, co robię, kiedy dla ciebie pracuję.

Ujemnie: Patrz jak mi chujowo idzie, złamałam/em rękę, wylali mnie z pracy, ale za to mój kotek jest najsłodszy na świecie, dlatego wrzucam zdjęcie z nim dopisując do tego listę dziesięciu najbardziej inspirujących powieści filozoficzno - socjologicznych napisanych w języku starocerkiewnosłowiańskim, które wpłynęły na moje niemowlęctwo. Czyli narzekam, ale za to zabawnie i z polotem, jestem najśmieszniejszym nieudacznikiem w moim towarzystwie.

Pazerni na uwagę.

Właściwie to chciałam napisać, że to attention whores. Ponieważ jednak tylko tacy ludzie mnie otaczają, mogliby się obrazić i sobie pójść. Żartowałam. Wiem, nieśmieszne, też was kocham.

Królowie tajemnicy.

Co chwila wykrzykują równoważniki zdań i półsłówka. "No niesamowite!", "Coś wspaniałego dzieje się u mnie właśnie teraz". "Jeszcze kilka takich sytuacji i pomyślę, że mam talent". "Ale oni? Chcą mnie? Wolne żarty". Wrzucają takie teksty i czekają na pierwsze reakcje. Jak to? Kto? Co? Jeszcze przez chwilę się krygują, a potem zdradzają o co chodzi. Najgorzej jednak, jeśli nikt nie zwraca uwagi. Wtedy Królowie tajemnicy zmieniają się w zwykłych Histeryków . "Czas z tym skończyć, zamykam biznes, łykam wszystkie tabletki, pora umierać, to nie ma sensu" . Młodociana wersja zakłada wrzucanie obrazków o tym, że "Prawdziwi przyjaciele bez słowa przytulają, gdy możesz już krzyczeć tylko milcząco płacząc" , albo "Smutek to najgorszy drapieżnik" , czy coś w tym stylu. No hej, patrz, tutaj, na mnie! Jest mi smutno, lub mnie. Histeryczna pazerność niestety nie dotyczy wyłącznie gimbazy, dorośli też mają swoje sposoby. Wrzucają ulubione fragmenty kultowych smutnych filmów, smutne teledyski i smutne playlisty zawierające piosenki Iana Curtisa , przeklejają wykute na pamięć cytaty z Tears For Fears . No. I mnóstwo gifów. I obrazków. A jeśli nie mają takich rzeczy na podorędziu, to podpowiadam - profil facebokowy Smutek jest wspaniałą kopalnią tychże, pozwalając w sposób pełen erudycji doprawionej szczyptą ironii kreować się na człowieka markotnego i pożądającego cudzej uwagi, wirtualnych tulasków i całusków. To samo (uwagę, wirtualne uściski i całuski) można osiągnąć po prostu wrzucając swoje selfiki, ale o tym to już pięć internetów napisano . Jak kokietować, jak pozować na tle książek, jak umieszczać w kadrze elementy podnoszące nasz status społeczny, jak się pięknie oszpecić, by twoje selfie zostało odpowiednio skomentowane i zapewniło ci dobre samopoczucie... Och, mogłabym tych jaków całe stado wam tu nagonić, niestety nie czas na jaki, gdyż mamy...

Soszal Media Nindżas , wszystkich ich kocham po dwakroć .

Podobne spazmy miłości ogarniają mnie, gdy spotykam

Najmądrzejszych Na Świecie Ludzi z Internetów .

Takich, którzy wrzucają artykuły z każdej dziedziny i są zawsze do nich w kontrze. Czasem jak już nie mają się do czego przyczepić merytorycznie, to chociaż wypomną przecinek. W dyskusjach z innymi właściwie to są na "tak, ale zauważ, że..." , ewentualnie ignorując celowo odbiorców swych komunikatów pisują "Autorka/Koleżanka/Ta pani/ ONA najprawdopodobniej..." wszystko robi źle i jest głupia. Im głupsza, tym szybciej ulega transformacji z autorki w autoreczkę, koleżaneczkę, paniusię , co ciekawe - Ona pozostaje Oną. Można wyrugować podmiot i posługiwać się w wypowiedziach wyłącznie krytykującymi odpowiedni wycinek zastanej rzeczywistości równoważnikami zdań. Kto nie wie do jakiego wycinka odnosi się równoważnik, ten jest mentalną autoreczką , można go zbyć na kilka sposobów: wymienić z imienia i nazwiska w social mediach i dodać "ROTFL, serio nie czaisz?", ewentualnie zadedykować mu śmieszny mem z nerwową postacią. Udowadniamy tym, że jesteśmy inteligentni i nie zniżamy się do poziomu tych, którzy nie wiedzą. Budujemy obraz siebie jako prawdziwego czempiona, człowieka, który krytycznym okiem łypie na świat i nie przyjmuje tego, co mu wciskają bez cienia refleksji. Mało tego! Umiemy naszą rację uargumentować w dyskusji (rotflami, bo rotflami, ale zawsze to coś, smaczny rotfl wart funciaka!).

Fotonadaktywni.

Pyszne jedzenie, ładny kamień, nowe drzwi, dziwne coś, taki ten teges, celebryta, palma, plaża, ruina, rozmazane zdjęcie z koleżanką, fajny napis na murze. Robią dużo zdjęć, wrzucają przez cały dzień, mogą to robić nawet nie wychodząc z domu. Jacy oni są aktywni, jakie mają wspaniałe życie, jacy są artystycznie uwrażliwieni/ zakochani w sobie/ zabiegani/ posiadający fajne znajomości/ alternatywni/ wiecznie głodni (niepotrzebne skreślić)...

Właściwie, to mogłabym tak wymieniać dalej. Jest jeden problem, a może nawet dziewięćdziesiąt dziewięć problemów, a wszystkie możemy odłożyć do szufladki z napisem "Ludzie" , szufladkę wsunąć do szafki, zamknąć na klucz, szafkę zmiażdżyć, spalić, utopić, a następnie wystrzelić w kosmos. Ile bym typów nie wymieniła - zawsze będzie mało . Jak bardzo nie brnęłabym tutaj - zawsze będzie źle . Cóż, jestem pogodnym fatalistą o mentalności małego, pomocnego trolla z cyklofrenią. Kreuję się na nadaktywnego szaleńca i wszystkoika tylko po to, by nigdy w życiu nie dostać upragnionej posady skromnej i cichej sekretarki w muzeum powiatowym w Łowiczu . Wiecie dlaczego? Zwyczajnie boję się rozczarowania tą posadą. A jaki ma to związek z czyimiś zdjęciami z udawanych wakacji i całą ta gadaniną o autokreacji w światach wirtualnych? Ano taki, że nie tylko wszyscy kłamiemy, ale też wszyscy się boimy, że nie spełniamy oczekiwań cudzych lub własnych. Kiedy już je spełniamy, to boimy się, że przestaniemy. W ogóle to boimy się, że zostaniemy w tyle, albo nazbyt z przodu - bo nazbyt z przodu to też niedobrze. A w środku? Paaaani, w środku to najgorzej - wiadomo, w środku to sami średniacy, miernoty. Właściwie to gdziekolwiek byśmy nie stali, nasza pozycja zawsze jest gorsza od cudzej. Więc szybko, szybko, zamaskujmy to jakimś żartem, smuteczkiem, obrazkiem z internetu, historią w klimatach "taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaką rybę wczoraj złowiliśmy" , zdjęciem z wakacji, które w gruncie rzeczy były chujowe, ale "czemu narzekasz Krysiu, Romku, Alicjo? Ja tam od dekady nigdzie nie wyjechałam i żyję" . Bez udawania bylibyśmy tacy nieprawdziwi. My, jasne, że my, bo przecież nie wy .

Więcej o:
Copyright © Agora SA