Zrobiłam sobie badanie "żywej kropli krwi". Wyszły niestworzone rzeczy, a eksperci ostrzegają

Małgorzata Waszkiewicz, TOK FM

Mam we krwi inwazję pasożytów, metale ciężkie, kryształy kwasu moczowego. Pod mikroskopem widać też duże braki żelaza w krwinkach i silne objawy nietolerancji pokarmowych.

Badanie żywej kropli krwi zrobiłam w jednym z wrocławskich gabinetów. Eksperci ostrzegają: to oszustwo.

Gabinet wygląda schludnie. Pod oknem biurko z mikroskopem. I dwa duże ekrany
komputerowe. W drzwiach wita mnie uśmiechnięta pani. W medycznym fartuchu. W
drugim zdaniu zaznacza, że pracowała na klinikach, zrobiła w życiu wiele badań, wiele
rozmazów. Lekarze tylko jej ufali.


Zakłada rękawiczki i kłuje mnie w palec. Dwie krople krwi lądują na mikroskopowym
szkiełku. - Proszę usiąść przodem do ekranu. Wszystko pani zobaczy. A ja wytłumaczę - mówi spokojnie.

Krew na ekranie, taka jak w żyle

Na ekranie komputera widzę jasne tło i ciemniejsze koła. Wszystko się rusza. Ale powoli.

- W żadnej innej technologii badawczej nie mamy do czynienia z krwią żywą – tłumaczy
kobieta. - W normalnych laboratoriach krew jest pobierana z żyły i wtłaczana do
probóweczek. A w probówkach są preparaty, dzięki którym krew nie krzepnie. Taka krew jest martwa. A ja patrzę na kroplę bez tych preparatów. Ona żyje jeszcze przez 15 minut. Proszę zobaczyć. Wszystko się rusza. Tak jak w żyłach - dodaje.
Widzę. Rusza się.

- Ale co to oznacza? Co tam widać? - pytam

- Widzę tu prawdopodobnie inwazję pasożytów - słyszę. - To są silne objadacze. Musi się pani dzielić w nimi pół na pół, wszystkim, co pani je. Żywią się głównie cukrem i podstawowymi minerałami, takimi jak wapń, magnez, żelazo i krzem.
Nagle pani zamiera. Cisza w gabinecie.

- Przy tak dużych infekcjach pasożytniczych, są duże braki żelaza. O! Proszę jak tu to
ładnie widać! Widzi pani , te krwinki są jaśniejsze w środku, takie wybarwione. To znak, że brakuje w nich żelaza.

Chwilę potem, pani w fartuchu, pokazuje mi, że niektóre krwinki mają kształt łzy albo
cytryny. Tłumaczy, że to oznacza silne nietolerancje pokarmowe. - Pani jelita płaczą.Nie są w stanie poradzić sobie z tym, co pani je -  dodaje.

Chemia na raka - to nie rozwiązuje sprawy

- A czy pod tym mikroskopem może zobaczyć pani grzyby? - dopytuję


- Oczywiście. To takie skupiska małych kuleczek. Jak drożdże w zaczynie ciasta.
Zazwyczaj jest to candida. Wszystkie wyglądają podobnie. Jedna macierzysta, z  kropeczką w środku i drobniutkie komórki namnażają się obok.

Mówi mi to, że w jelicie grubym jest już masakra. Bo grzyb przez nieszczelne jelita zaczyna ekspansję na cały organizm. I będzie tak długo krążyć, że znajdzie sobie najsłabsze miejsce w organizmie. Niedotlenione. Tam, gdzie zakwaszenie jest duże. Tak samo jak rak. Bo
zarówno grzyb, jak i komórka rakowa , wybierają słabe miejsca, tam powstaje guz
rakowy. Rak się nie zaczyna jednego dnia. To jest proces. To krzyk organizmu: zatrzymaj się - pani płynnie przeszła do nowotworów.

Kontynuuje wykład o raku.
Mówi z przekonaniem.


- Tak naprawdę rak nie jest chorobą. Jest to sygnał organizmu, żeby zmienić styl życia
Walka z rakiem za pomocą trucizny, czyli chemioterapii , a potem radioterapii, czy
wycinania tego, to nie rozwiązuje sprawy. Dlatego ludzie umierają po chemioterapii. No chyba, że równolegle,w sposób bardzo świadomy, wprowadzi się oczyszczanie organizmu i zmianę stylu życia.

Pod mikroskopem tego nie widać

Pokazuję te wyniki analitykowi medycznemu. Miron Tokarski pracuje w Zakładzie Technik Molekularnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Ani pasożytów, ani grzybów, ani bakterii, ani tym bardziej nietolerancji pokarmowych nie można zobaczyć w tym badaniu. Bo pod mikroskopem świetlnym tego nie widać - tłumaczy.


Ja się upieram, że widziałam. - Pani mi tłumaczyła i wyjaśniała. Jasny środek krwinek, to brak żelaza. Jeśli to nieprawda, to co ja widziałam? - pytam.
- Przejaśnienie na środku jest cechą fizjologiczną erytrocytów. To jest tak zwana della.
Jeśli zerkniemy na strukturę 3D krwinki czerwonej, to widać, że na środku jest
wyraźnie cieńsza. I to jest to przejaśnienie widoczne w mikroskopie - dodaje analityk.


- A metale ciężkie? Też widziałam. Takie fioletowe plamki na ekranie - próbuję.


- Jeśli metale ciężkie w takiej ilości znalazłyby się w krwi, to pacjent już by nie żył -
kwituje Miron Tokarski.


- Pasożyty? - nie daję za wygraną.


- To, co jest pokazywane w tych gabinetach, to nie są prawdziwe struktury. Bo nie
jesteśmy w stanie ich zobaczyć. Mogę pani pokazać kawałek włosa i wmówić, że jest
to jakieś białko pasożyta. Te badania nie są robione w warunkach sterylnych. Na tych
szkiełkach mikroskopowych mogą być różne rzeczy: fragmenty ligniny, włosy, naskórek. I to one są błędnie interpretowane - cierpliwie tłumaczy analityk.


- Zakwaszenie organizmu? - dopytuję.


- Jest bardzo modne. Jeśli mamy do czynienia z kwasicą, termin medyczny to kwasica
metaboliczna, to taki pacjent jest niewydolny oddechowo i krążeniowo. Jest w takim
stanie, że jest na intensywnej terapii.


- A co mi dolega? Jestem chora? Zdrowa? Jeszcze żyję? - dopytuję.


- Jeszcze pani żyje, ale już się ma pani kiepsko. Ktoś powinien panią przywieźć na te
badania i odebrać. Bo, teoretycznie, nie powinna się pani sama poruszać.

Diagności: To oszustwo

Prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych, Elżbieta Puacz mówi ostro: to
oszustwo.

- Nie da się w badaniu mikroskopijnym zobaczyć, że we krwi są kryształki kwasu. Nie da się. Nie ma możliwości, żeby pacjent miał bakterie we krwi i normalnie funkcjonował. Nie ma też możliwości zobaczenia jaj pasożytów, bo ich tam w ogóle nie ma. Cykl rozwoju tasiemca to uniemożliwia, bo przecież taki tasiemiec jest w przewodzie
pokarmowym. To, co opowiadają w tych gabinetach, jest przerażające – denerwuje się.


Obala też teorię, że krew pobrana do probówki w badaniu laboratoryjnym, jest martwa -
To dlaczego przetaczamy krew? I w jaki sposób ta przetoczona krew ratuje życie ludziom? - pyta retorycznie Elżbieta Puacz.

To nie jest badanie

Denerwują się i analitycy, i lekarze. Po pierwsze dlatego, że nie jest to badanie.

- Badanie, to jest wykorzystanie metod naukowych do poznania jakiegoś zjawiska, albo stanu zdrowia. A w przypadku żywej kropli krwi, ani z jednym, ani z drugim nie mamy do czynienia. To są działania pseudonaukowe, które nie mają oparcia w dowodach
naukowych . I też nie przybliżają nas do poznania stanu zdrowia pacjenta - przekonuje
Miron Tokarski.


Lekarka rodzinna Anna Krzyszowska-Kamińska przyznaje, że sama często korzysta z
naturalnych metod. Lipa zimą potrafi zrobić więcej dobrego, niż niejedna tabletka. Ale
trzeba być ostrożnym.

- W Polsce zdecydowanie opieramy się na diagnostyce udowodnionej w EBM - Evidence Based Medicine. Czyli tej, która ma twarde podstawy medyczne. Najważniejszy jest wywiad z pacjentem i badania podstawowe: laboratoryjne i obrazowe. A nie badanie żywej kropli krwi - mówi lekarka.

Ulotka po chińsku

Dwugodzinne spotkanie w gabinecie kosztuje mnie 200 złotych. Do tego drugie tyle mam wydać na zioła i suplementy.


- Tę wątrobę trzeba oczyścić -  mówi pani w białym fartuchu.


W swoich notatkach znajduje kartki dotyczące oczyszczania wątroby. - Dam pani taki specyfik, który pomaga wypłukać kamienie żółciowe. Tylko niech pani sobie w internecie poczyta, co to jest, bo ulotka po chińsku - dodaje kobieta.


Przepisuje mi jeszcze selen, probiotyk i olej z ostropestu.


Zdaniem lekarzy, właśnie te zalecenia po wizycie, są najgroźniejsze. - Branie tych
specyfików bez konsultacji z lekarzem, może skończyć się źle – przyznaje doktor Anna
Krzyszowska-Kamińska.

- Z reguły do takich gabinetów trafiają już ludzie, którym coś dolega: może to być serce, może nerki, płuca, wątroba. Prawdopodobnie już biorą jakieś leki. Nie można dopuścić do interakcji. To może się skończyć zapaścią lub wysypką. Stanami ostrymi. W lepszym wypadku będzie to ból brzucha lub biegunka - mówi.

- Połączenie niektórych leków z ziołami, nawet z tym ostropestem, który ma pani wypisany w zaleceniach, może być szkodliwe dla zdrowia. Sam ostropest jest bardzo zdrowy, ale nie wolno go łączyć z lekami, które zawierają panzole. To popularne leki na żołądek. Bez recepty. To połączenie może zaszkodzić wątrobie. Może pojawić się wysypka, ból głowy, złe samopoczucie, bóle brzucha, nudności. Radzę jednak pójść do lekarza, bo można sobie zrobić krzywdę - wyjaśnia lekarka.

Biały fartuch, mikroskop, medyczne nazwy

Analityk medyczny jest jeszcze bardziej ostry. Twierdzi, że słuchanie zaleceń, może skończyć się tragicznie. - To znachorstwo. Może doprowadzić do utraty zdrowia, a w skrajnych przypadkach nawet życia - ocenia Miron Tokarski.


Dodaje, że to wykorzystywanie niewiedzy ludzi. Ale najgroźniejsze jest to, że jest to robione pod płaszczykiem profesjonalizmu.


- Białe fartuchy, mikroskop, trudne słowa, medyczne nazwy, nauczone na pamięć regułki - analizuje Elżbieta Puacz. - A to oszustwo. Takie samo, jak oszustwo na wnuczka. Żerują na naiwności ludzi. I na tym zarabiają pieniądze.


Prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych już w 2011 roku pisała pisma do
Ministerstwa Zdrowia, żeby interweniował w tej sprawie.

Po siedmiu latach, w styczniu bieżącego roku dostała odpowiedź, w której minister zdrowia przyznaje, że „badanie żywej kropli krwi nie jest metodą potwierdzoną naukowo i nie jest zaliczana do żadnej ze znanych dziedzin medycyny”.


Minister zdrowia powołuje się na ustawę o zawodzie lekarza i zaznacza, że kto bez uprawnień udziela świadczeń zdrowotnych polegających na rozpoznawaniu chorób oraz ich leczeniu - podlega karze grzywny.

Certyfikat w cztery dni

Zdaniem specjalistów, oprócz zdrowego rozsądku pacjentów przydałyby się
rozwiązania systemowe. - My jako samorząd diagnostów, niewiele możemy zrobić.
Możemy rozliczać analityków medycznych, którzy wykorzystują zawód zaufania
publicznego i oszukują ludzi.

Można ich pozbawić prawa do wykonywania zawodu.

Ale są też inni: lekarze, dietetycy. Minister zdrowia już wie o problemie. Wystarczy,
żeby w Polsce, był zakaz wykonywania tej usługi - wyjaśnia Elżbieta Puacz.
Dziś jednak zakazu nie ma, a nowe gabinety pojawiają się w całej Polsce.

Certyfikat robi się błyskawicznie. W jednej ze szkół na Śląsku kurs trwa cztery dni. 50 godzin. Kosztuje 3 300 złotych. I wcale nie trzeba mieć wykształcenia medycznego.

Kurs kierowany jest też do dietetyków, homeopatów, fitoterapeutów, naturopatów i „innych osób praktykujących komplementarne metody terapii”.


- Żeby zostać analitykiem, studiujemy 5 lat - wyjaśnia Miron Tokarski, pracownik
naukowy Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Potem kolejne lata
specjalizacji. Nie da się tego nauczyć w cztery dni. A potem ludzie po takim kursie
opowiadają, że widzą we krwi grzyby, pleśnie, bakterie, pasożyty. To naukowa
herezja. Hochsztaplerka.

WIĘCEJ O:

minister zdrowia zdrowie krew Znachor badanie krwi Ministerstwo Zdrowia medycyna
POLECAMY
"Wyjazd do Watykanu na zakończenie obchodów 100-lecia publicznego szpitala"
"Pacjent zmarł po operacji wyrostka. Lekarze na ławie oskarżonych"
"Jego pracownica miała wylew - położył ją na ławce w parku i zostawił. Teraz może usłyszeć zarzuty"
"Julia Przyłębska zareagowała na słowa Hołowni. Jest specjalny list"
"Lewicka pyta Zdrojewskiego: Czy to jest uczciwe? Tak tłumaczył się poseł PO"
"Winnicę ogrzewa tysiąc świec. Tak wygląda walka z mrozem"
"Pomoc USA dla Ukrainy. Jest podpis Bidena. "Nie pokłonimy się przed Putinem""
"Adam Bodnar w Sejmie o Pegasusie. "Konieczna jest reforma służb specjalnych""