Zarządzanie kryzysem wg Nawałki. Jak selekcjoner gasił pożary?
Przed meczem z Kolumbią, Adam Nawałka musi opanować kryzys w reprezentacji Polski. Przypominamy, jak robił to w przeszłości.
- Po porażce z Senegalem w pierwszym spotkaniu mistrzostw świata Adam Nawałka musi ugasić pożar
- W samej reprezentacji już w przeszłości musiał radzić sobie z kryzysami
- Analizujemy, jak reagował Nawałka na dotychczasowe trudności i w jaki sposób wychodził z opresji
Jakim Orłem jesteś? Weź udział w konkursie i wygraj idealny zestaw do kibicowania!
Korespondencja z Rosji
Mecz ekstraklasy. Ze sztabu szkoleniowego reprezentacji przyjechał na obserwację Jarosław Tkocz. Przed spotkaniem miejscowi trenerzy zaprosili go na kawę. Kilka dni wcześniej kadra zremisowała w Kazachstanie (2:2), więc rozmowa w naturalny sposób zeszła na temat tego meczu. Trener reprezentacyjnych bramkarzy narzekał na krytykę, która spadła na zespół po niespodziewanym wyniku w Astanie.
– Dlaczego oni tak piszą?! – obruszał się Tkocz.
– Ale przecież piszą normalnie. Zremisowaliście z Kazachstanem, a nie Hiszpanią. Trudno, by was głaskali.
– Chyba żartujecie?! Nie wiecie, ile boss (Adam Nawałka – przyp. red.) pracuje, jak się przygotowuje do meczu. On prawie nie sypia.
– Ale jakie to ma znaczenie? Przecież wy tam w kadrze nie wiecie, co to jest krytyka – zakończyła się wymiana zdań.
Nie wiadomo, co myślał dziś Tkocz, gdy na polski zespół i selekcjonera spadła krytyka po porażce z Senegalem. Nawałka z taką sytuacją jeszcze się nie mierzył na swoim stanowisku, nawet po najgorszym meczu za jego kadencji, przegranym 0:4 z Danią w Kopenhadze. W niedzielę zobaczymy, jak sobie z nią poradził i czy zdołał ugasić pożar.
Kryzysy w kadrze
A pożarów już w reprezentacji było kilka. Ten najpoważniejszy wybuchł po meczach u siebie z Danią i Armenią w eliminacjach mistrzostw świata. Wówczas kilku piłkarzy najpierw przed pierwszym spotkaniem, jak również kilka dni później pomyliło zgrupowanie reprezentacji z wyjazdem integracyjnym i zapomniało się w nocnych rozmowach Polaków. Afera alkoholowa dotycząca hołubionej do tej pory reprezentacji (po wygranej z Niemcami czy udanym EURO) przez kilka dni była tematem numer jeden w mediach nie tylko sportowych. Nawałka musiał okiełznać kryzys. Wtedy zareagował właściwie, przed dziennikarzami przybrał pozę groźnego szeryfa i obiecał rozliczyć podpadniętych piłkarzy (nie zrobił tego publicznie, tylko w wewnętrznym gronie na najbliższym zgrupowaniu). Selekcjoner przypomniał im o obowiązkach wynikających z reprezentowania kraju, ukarał finansowo za przewiny i zamknął temat. Kadra, która dzięki zwycięstwom żyła w mydlanej bańce od czasów eliminacji do EURO, zareagowała najlepiej, jak mogła. Po jednym z najlepszych meczów zdecydowanie ograła na wyjeździe Rumunię (3:0), a szczęśliwy strzelec pierwszego gola Kamil Grosicki wpadł w objęcia trenera, jakby chciał podkreślić: jesteśmy jednością!
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Te same eliminacje, mecz w Kopenhadze. Kadra jechała tam świadoma siły Duńczyków, lecz chyba nikt nie spodziewał się, że są tak mocni. Albo inaczej – że nasza reprezentacja zagra tak słabo. Selekcjoner Åge Hareide przygotował dla swoich graczy plan idealny, wskazując słabe punkty lidera grupy, a ci punktowali biało-czerwonych z pełną, wręcz brutalną konsekwencją. Polacy nie mogli odnaleźć się w niezwyczajnej dla siebie rzeczywistości. Ostatni raz w meczu o punkty przegrywali w końcówce poprzednich eliminacjach, gdy pojechali zagrać do Szkocji. Wtedy skończyło się remisem, w Kopenhadze już się nie podnieśli. Polaków piłka parzyła, irytowały straty i niedokładność. Oglądaliśmy zespół, od jakiego się odzwyczailiśmy – snujący się po boisku, zamiast cieszący się grą, jak w poprzednich meczach. Obrońcy wyglądali, jakby grali ze sobą po raz pierwszy, a przecież to była zaprawiona w bojach czwórka z EURO. Tyle błędów, ile popełnili, nie zdarzało im się popełnić podczas całego turnieju we Francji.
Nawałka miał kilka dnia na reakcję po laniu w stolicy Danii. Sprzymierzeńcem okazał się kalendarz. Rozdrażniona reprezentacja dostała w Warszawie na ofiarę najgorszy zespół w grupie, reprezentację Kazachstanu. W głowach piłkarzy została wpadka z pierwszego meczu, gdy prowadzili już 2:0, a skończyło się 2:2. W rewanżu już problemów z koncentracją nie było. Polacy gładko wygrali 3:0.
Nieudane debiuty
Po klęsce w Kopenhadze selekcjoner zrozumiał, iż gra jego drużyna stała się zbyt przewidywalna, zaś przeciwnicy potrafią rozszyfrować zespół i go zaszachować. W meczach towarzyskich zaczął szlifować nowe ustawienie zespołu, z trzema obrońcami, by mieć większe pole manewru i możliwość reagowania na boiskowe wydarzenia. Tak, jak właśnie w meczu z Senegalem, gdy zmiana ustawienia po przerwie nieco poprawiła grę zespołu.
Nawałka uczciwie zapracował na zaufanie, bo przecież gdy obejmował stanowisko, nie mógł liczyć na takie, jakie dostał choćby Franciszek Smuda. W jego zdobyciu nie pomógł sobie pierwszymi powołaniami. Polską ligę znał świetnie, liczył, że znajdzie tam piłkarzy pasujących do reprezentacji. Na zgrupowanie do Grodziska Wielkopolskiego zjechało wielu ligowców. Niektórzy pierwszy i ostatni raz. Na starcie pracy selekcjonera w potyczkach ze Słowacją i z Irlandią wszystko co miało pójść źle, poszło źle. Reprezentacja pierwsze spotkanie przegrała, drugie zremisowała po bezbarwnej grze. W obu nie potrafiła strzelić gola.
– Znowu to samo... – miał prawo pomyśleć Nawałka po porażce 0:2 ze Słowakami.
Debiuty rzadko mu wychodzą. Przegrywał w nich jako zawodnik w ekstraklasie, jako reprezentant Polski i też w pierwszym meczu, w którym zasiadł na ławce jako trener. Przegrał także pierwszy mecz w roli szkoleniowca na mistrzostwach świata, ale problem jest poważniejszy niż suche statystyki. To nic przyjemnego, gdy trener nie poznaje swojej drużyny.