Obecnie obowiązujące przepisy dotyczące abonamentu RTV. pochodzą z 2005 roku i zawierają się w dziewięciostronicowej ustawie, która określa (czysto teoretycznie) kto, za co i komu powinien płacić pieniądze. W praktyce jednak zawarte w tej ustawie określenia są na tyle nieprecyzyjne, że rodzi się dużo niejasności. Nie pomaga fakt, że nawet Poczta Polska, która jest przydzielona jako organ mający ściągać abonament, podaje własną interpretację ustawy, w niektórych momentach całkiem rozbieżną od jej brzmienia.
Nic więc dziwnego, że państwo ma problem ze ściąganiem abonamentu. Już w 2012 roku 72% Polaków było za zniesieniem opłaty, a w 2019 rząd zapowiedział, że w 2020 może do tego dojść. Warunkiem miało być jednak zwycięstwo rządzącego obozu w wyborach, więc trudno mówić, że to decyzja spowodowana prawdziwą chęcią zmian, a nie próbą zaskarbienia sobie głosów. Zwłaszcza, że mamy połowę 2020 i zmian nie widać.
Chyba, że mowa o podwyżce, bo ta szykuje się od 2021 roku - już o tym pisaliśmy. Za abonament RTV na odbiornik telewizyjny zapłacimy około 20 złotych rocznie więcej, niż w tym momencie. Niby niewiele, ale trochę to inne podejście od obiecywanego zniesienia tejże opłaty. Z drugiej strony w innych krajach też różnie bywa - sami sprawdźcie w naszym artykule.
Abstrahując jednak od polityki, sprawdźmy, jakie absurdy chowa w sobie ustawa o opłatach abonamentowych w obecnym brzmieniu.
Nie jest całkiem jasne za co trzeba płacić abonament RTV
Niby wiadomo, ale nie do końca każdy jest pewny. W opinii ogółu trzeba zgłosić każdy telewizor i radio w naszym gospodarstwie domowym (muszą one dostać odpowiedni numer, o którym Poczta Polska ma obowiązek nas poinformować, chociaż w praktyce wystarczy, że uzna, iż informacja z niej wypłynęła, bo “brak zwrotu oznacza otrzymanie powiadomienia”). W praktyce sprawa jest bardziej skomplikowana.
Art. 2 ust. 1 mówi: “Za używanie odbiorników radiofonicznych oraz telewizyjnych pobiera się opłaty abonamentowe”. - to akurat dosyć proste, prawda? Otóż… nie do końca. Pojawiają się bowiem dwa zwroty, które wymagają doprecyzowania. Czym są bowiem “odbiorniki radiofoniczne oraz telewizyjne”? I co znaczy "używanie"?
Na stronie Poczty Polskiej możemy wyczytać, że “za odbiornik radiofoniczny albo telewizyjny uważa się urządzenie stałe lub przenośne umożliwiające natychmiastowy odbiór programu radiowego lub telewizyjnego. Charakteru odbiorników nie mają odtwarzacze audio i odtwarzacze wideo, pozwalające na odtworzenie nagranej wcześniej audycji lub filmu, a także telewizor nie podłączony trwale ani czasowo do żadnej instalacji umożliwiającej odbiór programu, pełniący rolę monitora lub wykorzystywany wyłącznie do celów produkcyjnych”.
Najciekawsze jest określenie, że nie są odbiornikami “telewizory nie podłączane trwale ani czasowo do żadnej instalacji umożliwiającej odbiór programu”. Wynikałoby z tego, że dopóki telewizora nie podłączymy do anteny lub dekodera, to nie musimy za niego płacić, prawda? Problem w tym, że jest to tylko wykładnia, bowiem sama ustawa stwierdza coś zgoła innego.
Art. 2 ust. 7 stwierdza, że “odbiornikiem radiofonicznym albo telewizyjnym, w rozumieniu przepisów niniejszej ustawy, jest urządzenie techniczne dostosowane do odbioru programu”, a jedyne wyjątki to odbiorniki:
- wykorzystywane wyłącznie przy tworzeniu audycji lub innych przekazów;
- wykorzystywane wyłącznie do tworzenia, rozpowszechniania lub rozprowadzania programów radiowych lub telewizyjnych, w tym do kontroli jakości rozpowszechniania lub rozprowadzania;
- przeznaczone przez przedsiębiorcę wyłącznie do sprzedaży lub przekazania osobom trzecim do używania na podstawie umów, jeżeli czynności te należą do przedmiotu działalności gospodarczej danego przedsiębiorcy.
Co więcej, wcale nie ma konieczności, jak napisała Poczta Polska, “trwałego lub tymczasowego podłączania telewizora do instalacji umożliwiającej odbiór programu”, bowiem ustawa określa jasno, że już samo posiadanie gotowego sprzętu jest równoznaczne z jego użytkowaniem. Art. 2 ust. 2: “Domniemywa się, że osoba, która posiada odbiornik radiofoniczny lub telewizyjny w stanie umożliwiającym natychmiastowy odbiór programu, używa tego odbiornika”.
I to możemy zastanawiać się, co znaczy “natychmiastowy odbiór programu”. Czy jeżeli telewizor podłączony jest do wyłączonego dekodera, to ma on możliwość “natychmiastowego” odbioru? No bo przecież muszę poczekać kilka sekund. Czy odpięty od anteny rzeczywiście nie spełnia wymogów ustawy? Bo przecież mogę kabel antenowy włożyć natychmiast. I na koniec - czy konieczność włączenia telewizora pilotem można uznać za działanie “natychmiastowe”? Tego już ustawa nie wyjaśnia.
Wróćmy jednak na chwilę do definicji odbiornika - “urządzenie techniczne dostosowane do odbioru programu”. Według jednej z wykładni prawników Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (za Dziennikiem Gazetą Prawną), mowa tu o telewizorach i odbiornikach radiowych (także tych w samochodach, wieżach stereo i radiomagnetofonach).
Problem w tym, że “urządzenie techniczne dostosowane do odbioru programu” to - zdroworozsądkowo - także np. tuner TV, antena satelitarna, czy dekoder. Nie wspominając o smartfonie. Po raz kolejny nie ma bowiem precyzyjnego ustalenia, tym razem tego, czym jest “odbiór”. Bo czy antena odbiera sygnał programu? Ano tak. Czy wyświetla obraz lub emituje dźwięk? Już nie, ale czy to znajduje się w definicji “odbioru”? Tego nie wiemy. Według prawników KRRiT tak, ale wykładnia może się przecież w każdej chwili zmienić.
Brakuje konkretnego zapisu, że chodzi o telewizor i odbiornik radiowy, co zastąpiono dziwnym bełkotem o urządzeniach technicznych i dostosowaniu do odbioru. Znacznie lepiej prezentuje się więc sama wykładnia, mówiąca o tym, że urządzenia wielofunkcyjne, jak komputery, tablety i smartfony, nie są odbiornikami w myśl ustawy.
Abonament RTV i kontrola, której nie ma
Kolejna sprawa to kontrola tego, kto ma ile odbiorników i czy je zarejestrował. To spoczywa na barkach Poczty Polskiej i jej pracownicy mają możliwość skontrolowania, czy przypadkiem nie posiadamy jakichś niezarejestrowanych odbiorników. Takiej kontroli może dokonać pracownik Poczty Polskiej po odpowiednim wylegitymowaniu. Jak czytamy na stronie urzędu: “Osoba kontrolowana powinna umożliwić przeprowadzenie kontroli obowiązku rejestracji odbiorników rtv lub okazać dowód potwierdzający rejestrację odbiorników radiofonicznych i telewizyjnych”. Tutaj jednak robi się ciekawie, ponieważ… nie mamy obowiązku wpuszczać go do naszego domu ani mieszkania.
Potwierdził to przedstawiciel Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa po wątpliwościach Rzecznika Praw Obywatelskich, co do tego, czy rzeczywiście musimy urzędnika Poczty Polskiej do mieszkania wpuszczać. To zapewnia nam Konstytucja RP, która jasno mówi, że wejść do naszych mieszkań w celach kontroli można tylko na zasadach opisanych w ustawie, a ta o tej sprawie całkowicie milczy.
Zgadniemy ile masz urządzeń
Jak więc kontrolować i pobierać opłaty, gdy nie można właściwie policzyć urządzeń? Pomysłów było kilka. Każdy bardziej absurdalny od poprzedniego. Pierwszy, dość znany i powtarzany od wielu lat to włączenie opłat RTV do rachunków za prąd. Wtedy płaciłby każdy, niezależnie od tego, czy w ogóle ma jakikolwiek odbiornik. Bo skoro ma prąd, to przypuszczalnie może mieć i radio i telewizor. Takie podejście, mimo wyraźniej niesprawiedliwości byłoby sporym uproszczeniem prawa (znika np. konieczność rejestracji urządzeń), ale chociaż powtarza się od 2011 roku, do tej pory nie znalazło wystarczającego uznania.
Znacznie bardziej absurdalny był inny pomysł - w 2017 roku rząd wypalił z pomysłem, by dostawcy usług kablowych ujawnili dane swoich klientów. Te odpowiedni urząd porównałby ze swoją bazą, by odnaleźć osoby, które płacą za kablówkę, ale nie opłacają abonamentu RTV. To pomysł o tyle niebezpieczny, że dawałby państwowym spółkom dostęp do baz użytkowników prywatnych przedsiębiorstw. Na szczęście szybko się z niego wycofano.
Pozostało… zgadywanie. Na przykładzie przytoczonym przez Rzeczpospolitą, o kontroli ośrodków wczasowych widać jasno, że urzędnicy potrafią oszacować liczbę używanych, a niezarejestrowanych odbiorników. Jeżeli bowiem domków letniskowych jest 44, a w kilku z nich widzieli telewizory, to “oczywistym” jest, że i telewizorów będzie 44. W przeciwieństwie do gospodarstw domowych i kilku rodzajów placówek państwowych, firmy prywatne muszą opłacać abonament za każdy używany odbiornik. W tej sytuacji absurdem jest też to, że jedna taka kontrola może uruchomić lawinę spraw sądowych, angażujących ogromne siły i pieniądze, które - najzwyczajniej - tracimy.
Abonament RTV a odbiornik w miejscu pracy
Abonament RTV dla gospodarstw domowych to tylko część wpływów. Znacznie bardziej obwarowane opłatami są firmy. W tym wypadku, jak wspomniałem wcześniej, należy uiścić opłatę, zgodnie z Art. 2 ust 4. ustawy, “za każdy odbiornik radiofoniczny i telewizyjny”. Także te w samochodach służbowych, a nawet… prywatne odbiorniki pracowników.
Jak czytamy na stronie Poczty Polskiej: “Pracodawca odpowiada za sprawy organizacyjne związane z miejscem pracy i jest zobowiązany do zarejestrowania oraz wnoszenia opłat abonamentowych za wszystkie odbiorniki radiofoniczne i telewizyjne używane w miejscu pracy, bez względu na to czyją są własnością.”
Dalej mamy przepis na to, jak “naciągnąć” pracodawcę na dodatkowe koszty: “W przypadku używania prywatnego odbiornika radiofonicznego lub telewizyjnego przez pracownika w miejscu pracy, odpowiedzialność za brak rejestracji odbiorników ponosi pracodawca”.
Oznacza to, że jeżeli pracodawca wyda pracownikom samochody służbowe bez fabrycznie zamontowanego radia, a pracownicy zamontują je sami, to w razie kontroli karę poniesie pracodawca. I to oddzielnie za każdy jeden z odbiorników.
Pracodawca nie jest jednak bezbronny, ponieważ “może zakazać pracownikom używania niezarejestrowanych odbiorników lub zobowiązać pracownika do rejestracji prywatnego odbiornika na dane osobowe pracownika oraz adres firmy i wnoszenia opłat”.
Bałagan w papierach
Przygotowując ten felieton przeszukałem wiele stron, które relacjonowały mniejsze lub większe absurdy związane z abonamentem radiowo-telewizyjnym. Część z nich wynikało z niejasności, część z absurdalnych konieczności zrzuconych na barki obywateli. To na przykład konieczność zgłaszania, że ukończyło się 75 lat, by nie płacić abonamentu. Znalazły się przykłady na to, że seniorzy, mimo pozornego zwolnienia z tego obowiązku, dostawali kary.
Wiele przypadków wynika jednak - mówiąc najprościej - z bałaganu w papierach. Bardzo łatwo znaleźć przypadki osób, które dostawały wezwania do zapłaty za wyrejestrowane odbiorniki, czy też kary nakładane mimo regularnego opłacania abonamentu.
I zupełnie mnie to nie dziwi - pobór opłat radiowo-telewizyjnych w takiej skali to ogromna i skomplikowana biurokratyczna machina, której utrzymanie też nas kosztuje. Ze względu na niejasne przepisy, kruczki prawne i przyzwyczajenie Polaków do tego, że “jak nie stoją z kijem, to nie trzeba” sprawia, że w obecnym kształcie to po prostu nie ma prawa dobrze działać. Dlatego właśnie potrzeba zmian. Albo zniesienia abonamentu, bo i tak nawet dziś państwo dopłaca - dosłownie - miliardy do państwowej telewizji i radia.
Przy całym tym zamieszaniu nie powinniśmy jednak kompletnie rezygnować z telewizora. Jeśli akurat szykujecie się do zmiany modelu, to pamiętajcie, że propozycje z rozdzielczością 4K mogą już kosztować poniżej 1000 złotych. Rzućcie okiem na kilka tanich propozycji.
- Manta 43LUN58K - sprawdź ceny w sieci
- Manta 40LUN58K - sprawdź ceny w sieci
- Skymaster 50SU1505 - sprawdź ceny w sieci
- TCL 49DP600 - sprawdź ceny w sieci
Telewizor do 2000 złotych - jaki kupić i na co zwracać uwagę?