Taką historią Facebooka raczyli nas PR-owcy firmy, a za nimi media na całym świecie. Ale Ben Mezrich, autor wydanej właśnie książki "Accidental Billionaires", postanowił zniszczyć tę cudowną legendę. Jego wersja wygląda inaczej: młody student Harvardu podkradał pomysły kolegom, organizował seksualne orgie i nie myślał o niczym innym poza zdobyciem wielkiej kasy.

Reklama

Akcja zaczyna się w 2004 r. Mark Zuckerberg popija samotnie piwo w pokoju swojego akademika. Mało atrakcyjny i nietowarzyski chłopak nie ma zbyt wielu znajomych. Z nudów włamuje się do komputerowego systemu Harvardu i wykrada zdjęcia wszystkich studentek. Zakłada stronę w stylu "Hot or not", na której męska część studentów może oceniać, czy koleżanki są gorącymi towarami czy nie. Strona nazywa się Facemash.com.

"Jestem wielkim fanem Marka Zuckerberga, uważam, że to geniusz" - przyznał w wywiadzie dla telewizji Bloomberg Ben Mezrich. Po lekturze "Accidental Billionaires" trudno w te słowa uwierzyć. Zresztą już podtytuł książki: "Opowieść o seksie, pieniądzach, geniuszu i zdradzie" mówi wszystko. Mezrich drąży historię początków serwisu. Do Zuckerberga zgłaszają się bliźniacy Cameron i Tyler Winklevossowie, również studenci Harvardu. Trzy lata starsi od Marka. Opowiadają mu o swoimpomyśle na portal społecznościowy. Chcą, aby to on zbudował dla nich stronę internetową. Ta nigdy nie powstaje, za to Winklevossowie ze zdziwieniem obserwują, jak Zuckerberg przekształca Facemash.com w portal, o jakim mu opowiadali. Sprawa trafia do sądu. Winklevossowie otrzymują 65 mln dol. odszkodowania. Ale wtedy Zuckerberg jest już miliarderem.

Według Mezricha nie są jedynymi, których wyrolował przedstawiany jako wzór cnót właściciel Facebooka. Eduardo Saverin był pierwszym informatykiem i zarazem inwestorem portalu TheFacebook.com. Koleżeńska umowa zapewniała mu 30 proc. udziałów w firmie. Gdy ta zaczęła odnosić sukces, Mezrich pożegnał się ze wspólnikiem, nie przekazując mu obiecanych udziałów. Saverin uzyskał odszkodowanie dopiero po długich targach. Jedną z bardziej barwnych postaci w książce jest "zły chłopiec Doliny Krzemowej" Sean Parker, współzałożyciel serwisu Napster, ikony internetowego piractwa. To on ponoć w rzeczywistości odpowiadał za rozwój portalu i współfinansował go. Postać Seana Parkera pojawia się w książce nie tylko wtedy, gdy mowa o pieniądzach, ale i narkotycznych balangach, a nawet seksualnych orgiach. Ale i jego Zuckerberg się pozbył - zaraz po tym, jak Sean został aresztowany przez policję podczas jednej z wariackich imprez. Gliniarzy wezwał zresztą sam Zuckerberg.

Reklama



"Accidental Billionaires" obala mit Facebooka jako firmy powstałej dla idei, a nie pieniędzy. Przecież legenda ta nie została stworzona przypadkowo, była wykładnią taktyki promocyjnej, jaką posługują się dziś wielkie informatyczne korporacje. Google od lat próbuje uchodzić za firmę, która dba o swoich pracowników bardziej niż o własne dochody. Darmowe obiady, gry i zabawy podczas pracy, bezstresowa atmosfera. Mówiąc krótko, wzór cnót. Albo Apple. Wyluzowany Steve Jobs kreowany jest przez firmę na wizjonera i luzaka, który chce tylko, abyśmy żyli lepiej. - To przemyślana strategia wizerunkowa. Mity założycielskie wielkich korporacji opierają się na "American Dream". Firma, której założyciel osiągnął coś z niczego, wydaje się bardziej ludzka. Tak samo jak ta, która pokazuje, że nie pieniądze są dla niej najważniejsze - twierdzi Piotr Tymochowicz, specjalista od kreowania wizerunku. Wystarczy spojrzeć, jak bezcenna promocyjnie okazała dla Twittera spontaniczna akcja związana z wydarzeniami w Iranie. Oto założona dla zwykłego biznesu strona stała się nagle symbolem walki o prawa człowieka. Facebook stara się uparcie budować wrażenie, że nie tworzy go sztab ponad pół tysiąca nieznanych nam informatyków, a my sami. Ot, demokracja w internecie. Jego szefowie nie rzucają nam w oczy danych biznesowych, setek milionów zysku, ale chętnie chwalą się liczbą nowych użytkowników - naszych potencjalnych znajomych. I oczywiście własną, oszałamiającą karierą.

Mezrich nie oszczędza samego Marka Zuckerberga, przedstawiając go jako młodego milionera, któremu pieniądze przewróciły w głowie. Jacht 25-letniego dziś bogacza z Doliny Krzemowej, impreza, morze alkoholu, atrakcyjne dziewczyny. Żeby nie było zbyt sztampowo, kucharz serwuje dania z... misia koala. Sporo miejsca autor poświęca też zamiłowaniu Marka do modelek reklamujących bieliznę firmy Victoria’s Secret, przygodnego seksu czy apetytu na wciąż nowe koleżanki. Po lekturze "Accidental Billionaires" trudno patrzeć na założyciela Facebooka jako miłego gościa, który chodzi w sandałach, na śniadanie jada płatki i jest wzorem wszelkich cnót.

Reklama

Nic dziwnego, że prawa do ekranizacji książki kupił Kevin Spacey. Film, który ma być gotowy już w 2011 r., nakręci znany z "Fight Clubu" reżyser David Fincher. Facebook stanie się dzięki temu nie tylko największym portalem społecznościowym, ale i pierwszym, którego losy zostaną przeniesione na ekran. "To porywająca opowieść o zdradzie, ogromnych pieniądzach i dwojgu przyjaciół, którzy zrewolucjonizowali sposób, w jaki ludzie komunikują się ze sobą tylko po to, by zaliczyć spektakularne rozstanie i nigdy więcej się do siebie nie odezwać" - uzasadniał decyzję Kevin Spacey.

Czy jednak fakty z "Accidental Billionaires" mogą zachwiać informatycznym gigantem? - Wątpię, żeby wizerunek Facebooka został podkopany. W końcu portal ma już 200 mln użytkowników. Weźmy taki Microsoft - mimo wielu naprawdę złych opinii i kontrowersji nadal pozostaje potęgą - mówi doktor Dominik Batorski, socjolog internetu. Sprawę bagatelizują też przedstawiciele firmy. "Ben Mezrich najwyraźniej aspiruje do miana Jackie Collins albo Danielle Steele Doliny Krzemowej. Jego własny wydawca określił tę książkę najtrafniej, pisząc, że nie jest ona reportażem, a kawałem pełnokrwistej zabawy. Zgadzamy się z pierwszą częścią jego opinii i czytelnicy to dostrzegą" - można przeczytać w krótkim oświadczeniu. Zuckerberg mimo wielu obietnic nie spotkał się osobiście z Mezrichem w trakcie pisania "Accidental Billionaires", aby przedstawić własną wersję wydarzeń. Ale nie próbował też zablokować prawnie wydania książki. Co więcej, na Facebooku bez problemów funkcjonuje strona "Accidental Billionaires", której z dnia na dzień przybywa fanów. Chwilę po wydaniu książki jest ich niemal dwa tysiące.