Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sceny z życia zabrzańskiego artysty

ELŻBIETA SKWARCZYŃSKA-ADRYAŃSKA
Po latach Roman Nowotarski dorobił się pracowni na dziesiątym piętrze wieżowca w blokowisku. Fot. ELŻBIETA SKWARCZYŃSKA-ADRYAŃSKA
Po latach Roman Nowotarski dorobił się pracowni na dziesiątym piętrze wieżowca w blokowisku. Fot. ELŻBIETA SKWARCZYŃSKA-ADRYAŃSKA
Roman Nowotarski to postać nieszablonowa. Artysta, którego obrazy od lat wystawiane są w największych galeriach Bazylei, Londynu, Paryża i Tokio, obsypany nagrodami krajowymi i zagranicznymi, uwielbiany przez młodzież, ...

Roman Nowotarski to postać nieszablonowa. Artysta, którego obrazy od lat wystawiane są w największych galeriach Bazylei, Londynu, Paryża i Tokio, obsypany nagrodami krajowymi i zagranicznymi, uwielbiany przez młodzież, którą jako profesor krakowskiej i katowickiej ASP wprowadza w arkana sztuki, nigdy nie był ulubieńcem władz i prominentów. Znany z ciętego jezyka, prawdę "wali" każdemu prosto w oczy, bez względu na stanowisko, często używając słów ogólnie uważanych za obraźliwe.

Urodzony w Worohcie na Huculszczyźnie, niemal całe swe dorosłe życie związał z Zabrzem, do którego wojenna zawierucha rzuciła go wraz z rodzicami jako jedenastoletniego chłopca. Z tych najmłodszych, nie całkiem beztroskich lat, pozostał sentyment do odrapanych podwórek, podobnych do tego, na którym bawił się z chłopakami przed rodzinnym domem, przy ul. Roosevelta. Otoczone walącymi się murami "studnie" z wydeptanymi skrawkami zieleni, straszące przypadkowych przechodniów czarnymi otworami pozbawionymi okien, z zardzewiałymi "klopfsztangami" (trzepakami) pośrodku, Nowotarski uczynił głównymi obiektami swych obrazów i nostalgicznych ballad. Prócz malowania od lat komponuje bowiem, pisze wiersze, śpiewa i gra na gitarze. Spacerując ulicami Zabrza rzadko patrzy na odnowione fasady, ale zawsze na to, co kryje się za nimi.

- Domy, które maluję, katedry biedy i opuszczenia, choć nie są wysokie, zawsze będą bliżej nieba - mówi o "bohaterach" swych płócien Roman Nowotarski. - Zabrza nie da się lubić, ale można i trzeba zauważyć ciężką pracę ludzi, ślady ich egzystencji, "duszę" pozostałą w tych murach.

Szacunek do ludzkiego mozołu artysta miał już w dzieciństwie. W liceum, zafascynowany ciężką pracą górników, zgłosił się na ochotnika do KWK "Makoszowy". Przez kilka miesięcy z kolegami pracował tam po lekcjach "na dniówki". Fascynowała go ta makabra. Mrok, brud, szum, łoskot, chodniki "wysokie" na 1,4 metra. Samo życie! Pomagał ładować urobek na wózki.

Niepoprawny romantyk, "włóczęga marzeń? z jednej ze swych ballad, nie pozbawiony jest poczucia humoru. Nawet za granicą znana jest jego "ksywa", "Bytomka". Jej historia ma związek z parkiem Dubiela. Jako licealista artysta założył się z kolegami, że w samo południe przepłynie kajakiem przez całe miasto. Koledzy skombinowali łódź i nie było wyjścia. Na szczęście udało się uniknąć interwencji milicji, której zapewne trudno byłoby wytłumaczyć ten rodzaj "demonstracji". Nowotarski darzy ten park niezwykłym sentymentem, bolejąc nad tym, że za sprawą najnowszych poczynań architektów i władz miasta przecięty został na pół paskudnym mostem, którym pobiegnie przelotowa trasa północ-południe. W młodości było to ulubione miejsce jego wypoczynku, choć jak twierdzi stanowczo, nigdy nie chodził tam na randki.

- Najpierw byłem za głupi, potem za stary - mówi ze śmiechem.
Indywidualizm artysty przejawia się również w jego odwiecznej niechęci do ubierania się w "normalnych" sklepach. Już za komuny kupował "ciuchy". Przed epoką "Peweksów" "na ciuchy" jeździło się na Podhale, bo górale dostawali paczki z USA. Spotykał tam Adama Hanuszkiewicza i innych warszawskich artystów. Dziś ulubionym "szmateksem" Nowotarskiego jest magazyn w byłej miejskiej... rzeźni.
Niepokorny artysta nie przywiązuje wagi do dóbr doczesnych. Od dawna podróżuje wiekowym mercedesem. Po latach dorobił się pracowni z prawdziwego zdarzenia, choć widok z niej (dziesiąte piętro wieżowca w blokowisku) jest mało romantyczny. Zanim trafił tam, "zaliczył" trzy wilgotne rudery.

- O mały włos sam w nich nie zgniłem - podsumowuje życiowe perypetie z właściwym sobie humorem.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto