Muzeum "Pamięć i Tożsamość" nosi imię św. Jana Pawła II i na bocznej ścianie ma gigantyczny wizerunek papieża. Powierzchnię też ma gigantyczną: 11 tys. mkw (dla porównania – pełnowymiarowe boisko piłkarskie ma tylko 7 tys. mkw). Poza salami muzealnymi zaprojektowano miejsce na sklep, kawiarnię, zaplecze cateringowe, część hotelową, którą w projekcie nazwano "strefą zamieszkania zbiorowego". Poza tym muzeum ma dwie sale audytoryjne, w tym jedną dużą, z balkonem, która może pomieścić 800 osób. Tu mają się odbywać przedstawienia teatralne, koncerty, kongresy.
Jeszcze niedawno pod muzeum stały kontenery budowlańców i przenośne toalety, a termin otwarcia był tajemnicą.
– Najpierw wszyscy liczyliśmy na wielkie otwarcie tuż przed wyborami. Pokazałoby się wyborcom ten duży gmach, zamanifestowałoby się przywiązanie do Jana Pawła II, ale później wszystko się pokomplikowało. Roboty się ślimaczyły, było mało prawdopodobne, że do wyborów muzeum będzie gotowe. Poza tym coraz wyraźniej było widać, że uroczyste otwarcie mogłoby partii bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Gdyby tuż przed wyborami do Torunia zjechał cały rząd, zaczęłoby się wytykanie, że jak trwoga, to do ojca Rydzyka. I oczywiście zaraz byłoby wyliczanie, ile kasy już poszło na to muzeum – mówi nam jeden z lokalnych działaczy PiS.
Z otwarciem poczekano więc na czas po wyborach. Odbędzie się w czwartek, 19 października. Nie jest szczególnie nagłaśniane. Rok temu, gdy o. Rydzyk uroczyście otwierał ciepłownię geotermalną, na wiele dni przed pompą chwalił się, ilu ministrów przybędzie. Teraz nie zapowiada.
Coraz więcej pieniędzy
Muzeum miało być otwarte już wiosną 2021 r. i kosztować 70 mln zł.
Taką dotację początkowo obiecywał minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, który 5 lat temu podpisał z prezesem Fundacji Lux Veritatis Tadeuszem Rydzykiem umowę na budowę muzeum. Później koszty rosły – najpierw do 117,7 mln zł, po czym minister stale dokładał i ostatecznie na budowę obiecał 147,7 mln zł. Do tego zgodził się zapłacić 65 mln za zaprojektowanie i urządzenie wystawy stałej. Poza tym zobowiązał się pokrywać koszty zakupu eksponatów, ich konserwacji i digitalizacji, pokryć koszty opracowania pakietów edukacyjnych dla uczniów, koncepcji zajęć interaktywnych, a nawet koszt wydania dla dzieci "Historii Lolka" o życiu Karola Wojtyły.
Muzeum stanęło w miejscu, które w Toruniu nazywa się "rydzykowem" albo "republiką ojca Rydzyka". Na terenie położonym zaledwie 5 km od gotyckiego Starego Miasta stoją – jedno przy drugim – "dzieła" twórcy Radia Maryja. Muzeum wyrosło pomiędzy wielkim, wybudowanym wcześniej za 100 mln zł sanktuarium pod wezwaniem Maryi Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II, a uczelnią, która teraz nazywa się Akademią Kultury Społecznej i Medialnej. Najpierw przygotowywała kadry do obsługi mediów o. Rydzyka, teraz uruchomiła m.in. dwusemestralne studia z dziedzictwa myśli Jana Pawła II, poza tym kształci już m.in. prawników, a niedawno dostała zgodę na kształcenie lekarzy.
Muzeum zostało z uczelnią scalone solidnym łącznikiem. Wcześniej, na wprost muzeum, fundacja Lux Veritatis urządziła Park Pamięci Narodowej – w alejkach ułożonych w kształt konturu Polski ustawiono szklane postumenty z nazwiskami Polaków, którzy – jak twierdzą przedstawiciele fundacji – ratowali Żydów w czasie II wojny światowej. Do tego, tuż przy sanktuarium, powstała poświęcona im, wyłożona czarnym marmurem, Kaplica Pamięci. Na wszystkie te "dzieła" szły publiczne pieniądze. Sam Park kosztował co najmniej 17,7 mln zł, przy czym tylko z kancelarii premiera przekazano 8 mln zł. Dołożyły się też spółki skarbu państwa. W sumie budowa muzeum, urządzenie wystawy i zagospodarowanie otoczenia może kosztować państwo niemal ćwierć miliarda złotych. A zapowiadają się kolejne wydatki.
Duże muzeum, duże koszty
Z Biuletynu Zamówień Publicznych wynika, że muzeum przed wyborami ogłosiło kilka przetargów, w każdym chodziło o duże sumy. Szukało firmy, która zajmie się całodobową ochroną (to milion złotych rocznie), firmy, która zajmie się obsługą techniczną (rocznie 2 mln zł), sprzątaniem (2,5 mln). Pilnie potrzebuje też dostawcy energii elektrycznej (roczny koszt: ponad 2,8 mln zł). Znalezienie chętnych, jak się okazuje, nie jest proste – termin składania ofert na obsługę techniczną trzeba było przedłużyć do 27 października. A postępowanie w sprawie dostaw energii unieważnić – zgłosiła się tylko jedna firma, która chciała 3,2 mln zł brutto, nie licząc kosztów dystrybucji.
Zgodnie ze statutem muzeum, "źródłami finansowania działalności" są m.in. dotacje przekazywane przez ministra kultury.
27 września do rzecznika resortu wysłaliśmy pytania dotyczące całkowitych kosztów poniesionych w związku z powstaniem muzeum, dotąd nie dostaliśmy odpowiedzi. Na nic próby dodzwonienia się – nikt nie podnosi słuchawki, automat prosi o pozostawienie wiadomości, więc zostawiamy. I żadnego odzewu.
Miecze i inne drogie artefakty
W dokumentach przetargowych, do których dotarliśmy, podaje się, że muzeum jest "w fazie końcowej". Dotąd – jak dowiedzieliśmy się w muzeum – nie spłynęła całość dotacji obiecanych przez resort kultury, ale na budowę minister Gliński przekazał już prawie 145 mln zł, a na urządzenie wystawy stałej ponad 43 mln zł (stan na 10 października tego roku).
Gdy powstawała koncepcja wystawy, zamysł był taki, żeby zwiedzający przechodzili przez 17 stref – od Chrztu Polski przez Polskę Jagiellonów, wielkie bitwy, powstania, po czas wojny, terror stalinowski, "walkę o Kościół w Polsce", aż po testament papieża. Zapowiadano monumentalne formy graficzne, zastosowanie iluzji optycznej, hologramów, 3D, AR – techniki rozszerzonej rzeczywistości i VR – wirtualnej rzeczywistości.
W muzeum potrzebne są też jednak eksponaty. W ich pozyskiwanie zaangażowali się ministrowie i szefowie spółek skarbu państwa. Przyjeżdżając do o. Rydzyka, przywozili a to szablę polskiego szwoleżera z czasów bitwy pod Samosierrą, a to szyszak z okresu Bitwy pod Wiedniem. "Zrepolonizowany" przez PiS Bank Pekao wyciągnął z własnych zbiorów i przekazał Rydzykowi akwarelę Jana Matejki. W grudniu ubiegłego roku, podczas obchodów 31. rocznicy Radia Maryja, minister aktywów państwowych Jacek Sasin i minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak przekazali o. Rydzykowi miecz rycerski, przy czym był spór, z jakich czasów ten miecz pochodzi. Sekretarz Rady Muzeum Pamięć i Tożsamość Andrzej Jaworski – wychwalając eksponat – twierdził, że z II wieku. Z kolei Sasin, że z czasów bitwy pod Grunwaldem.
Jeszcze większe zamieszanie się zrobiło, gdy w lipcu na Jasnej Górze, przy okazji 32. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja, Sasin, razem z prezesem spółki Enea przekazali na ręce o. Rydzyka miecz, o którym mówili, że jest tysiącletni, prawie tak stary, jak chrześcijaństwo w Polsce. Widok Sasina wręczającego miecz, który ma tysiąc lat, zaskoczył wielu historyków. Po pierwsze miecz, jak na tysiącletni, wydał im się zbyt dobrze zachowany, po drugie – jak tłumaczyli – takich eksponatów nie powinno się dotykać gołymi rękami, muzealnicy w takiej sytuacji zakładają rękawiczki, by nie doszło do kontaktu ludzkiego potu z tak cennym artefaktem. Głosy podważające autentyczność miecza, i to, że zaczęła krążyć informacja, że miecz kosztował 250 tys. zł, rozsierdziły środowisko Radia Maryja. Zaczęto grozić pozwaniem każdego, kto będzie głośno wyrażał swoje wątpliwości co do tego zakupu.
– Nie możemy milczeć. Zawiadamiamy odpowiednie służby państwowe, że doszło do szkalowania – mówił na antenie Radia Maryja Andrzej Jaworski, sekretarz Rady Muzeum Pamięć i Tożsamość. Zapowiedział, że ten miecz będzie jednym z głównych eksponatów pokazujących początek państwa polskiego. I narzekał: – Jeżeli chodzi o artefakty związane z naszą tradycją, polskością, chrześcijaństwem, jeżeli pojawia się w przestrzeni publicznej coś dobrego, natychmiast pojawia się wokół tego atak złych stron.
Sekretarz, który chciał zostać posłem
Jaworski, który jest sekretarzem Rady Muzeum, w ostatnich wyborach startował z list PiS do Sejmu. Nie dostał mandatu, nie uzbierał nawet 4 tys. głosów. Od lat związany jest z Radiem Maryja, za pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości był prezesem Stoczni Gdańsk. Po ponownym dojściu PiS do władzy szybko został jednym z milionerów "dobrej zmiany" – od 2016 do 2017 był w zarządzie PZU, zarobił 2,1 mln zł, później na rok trafił do zarządu Krajowej Spółki Cukrowej, po czym został prezesem PZU Zdrowie, członkiem zarządu PZU Życie, członkiem rady nadzorczej PTE PZU, PZU Ukraina oraz Pekao Investment Banking.
Dyrektorem muzeum jest o. Jan Król, choć nie jest ani muzealnikiem, ani historykiem – skończył Wyższe Seminarium Duchowne Redemptorystów w Tuchowie. Ma dużo obowiązków związanych z fundacjami i spółkami, które wchodzą w skład imperium budowanego przez Rydzyka. Jest prezesem Geotermii Toruń i spółki Uzdrowisko Termy Toruńskie. Król to prawa ręka Rydzyka. "Pretorianin, zaufany, z dostępem do wszystkich kont" – tak go charakteryzują Piotr Głuchowski i Jacek Hołub, autorzy książki "Imperator. Sekrety ojca Rydzyka". Gdy rozmawiali z jednym z byłych współpracowników Radia Maryja, usłyszeli, że Król, jest bardziej inteligentny od Rydzyka, a równocześnie "bezgranicznie wierny, dyskretny, zdecydowany i pomysłowy".
W trakcie budowy muzeum udawało się pozyskiwać z ministerstw i państwowych spółek pieniądze nie tylko na to jedno "dzieło", ale też na pomniejsze projekty Fundacji Lux Veritatis. Z samego tylko Funduszu Sprawiedliwości ponad 7 mln zł na Centrum Ochrony Praw Chrześcijan, 5,5 mln zł na projekt "Prawda a historia". Z ministerstwa kultury ponad 220 tys. zł na cykl "NOC W MUZEUM". A poza tym 170 tys. na "Historie obozowe", 85,5 tys. zł na promocję czytelnictwa, ponad 61 tys. zł na wydanie książki "Zachowali godność w czasie próby. Literackie świadectwo postaw Polaków wobec Żydów w czasie II wojny światowej". Z MON 140 tys. zł na program "Manewry PROobronne" i 99 tys. zł na cykl "Przez sport do wojska". Z MSZ 95 tys. zł na cykl o niezłomnych Polakach, 125 tys. na trzy 15-minutowe filmy o Katyniu w ramach konkursu "Dyplomacja publiczna".
Jacek Hołub, współautor książki "Imperator. Sekrety ojca Rydzyka", mówił "Newsweekowi" na kilka miesięcy przed wyborami: – Mając świadomość, że być może czas PiS się kończy, ojciec Rydzyk spróbuje jeszcze – dopóki to możliwe – wyciągnąć skąd się da i ile tylko można. Będzie naciskał na każdą, zależną od rządu instytucję, każdego polityka, który pojawi się w Radiu Maryja czy Telewizji Trwam. Wykorzysta każdy sposób, by coś jeszcze dostać.
Kilka lat temu serwis Money.pl opisał, jak Rydzykowi udało się wykorzystać sytuację przy zmianie władzy w 2007 r. i rzutem na taśmę zdobyć wysoką dotację na geotermię. Ówczesny prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, Kazimierz Kujda – zanim stracił stanowisko – doprowadził do podpisania aneksu, dzięki czemu toruńska geotermia miała dostać 27 mln zł. Po dojściu do władzy Platformy Obywatelskiej i PSL, umowę wypowiedziano i wstrzymano wypłatę. Po czym, gdy władzę ponownie przejęło Prawo i Sprawiedliwość, Rydzyk dostał pieniądze.
Aneks, od którego dużo zależy
Umowa, jaką o. Rydzyk podpisał z ministrem Glińskim na prowadzenie muzeum, obowiązuje do końca tego roku. Aby ją przedłużyć, obie strony muszą podpisać aneks.
Na pytanie wysłane do ministerstwa kultury: czy doszło do podpisania aneksu i jeżeli tak, to na ile lat umowa została przedłużona, jakie warunki znalazły się w aneksie – nie dostaliśmy odpowiedzi. Jeżeli aneks nie zostanie podpisany, prezes Fundacji Lux Veritatis będzie miał prawo prowadzić muzeum jako własne. A jeżeli dodatkowo zobowiąże się, że przez 10 lat będzie prowadzić muzeum, nie zmieniając w nim nic programowo, nie będzie musiał zwracać środków, które ministerstwo dotąd włożyło w to muzeum.