Siedem. To liczba ofiar, których dosięgnie gniew jego wybrańca. To liczba sposobów odebrania życia, które on wybierze. To liczba dni tygodnia z życia deszczowej metropolii, które obejrzysz na ekranie, poznając zakamarki umysłu szaleńca. Ale czy na pewno jest on szalony, czy może szalone są tylko drogi, którymi prowadzi pozbawione empatii społeczeństwo do oświecenia?
Oglądałem ostatnio mini-doc o technikach filmowych Davida Finchera. Jedną ze wspomnianych scen jest słynna scena "pudełka". Kiedy filmował Brada Pitta i Morgana Freemana, użył ręcznej kamery jako "shakycam", aby przedstawić tych dwóch tracących kontrolę nad sytuacją. Kiedy filmował Kevina Spacey'a, użył statywu, aby...
więcejFilm jest genialny od początku aż po prawie sam koniec. Byłem zły, oglądając ostatnie sceny. Za takie okropne potraktowanie żony, morderca nie zasługuje po prostu na kulkę i szybką smierć, a na tortury, mordowanie po kawałeczku, żeby cierpiał.
W scenie, w której Mills opowiada o swojej pierwszej akcji, usiłując przypomnieć sobie nazwisko funkcjonariusza, który został wtedy postrzelony, wymawia imię Chrystusa, a radiowóz na krótką chwilę wypełnia się światłem. Czy ktoś zwrócił może uwagę na podobne smaczki w trakcie filmu?
Pomijając mroczność / klimat cała historia jest płytka jak kałuża, ot kolejny wariat morduje bo wymyślił sobie religijny powód, zabrakło prawdziwego elementu zaskoczenia, mocniejszego niż ostatnie morderstwo, takim elementem mogło być zaplanowanie i wykonanie wszystkiego przez jednego z detektywów, były sugerujące to...
więcej