Słowiańskie wartości przedchrześcijańskie

Moralność przedchrześcijańskich Słowian nie jest być może popularnym przedmiotem badań, niemniej na temat etyki słowiańskiej wypowiada się wielu, najczęściej z moralnych wyżyn rozjaśnianych bielą lnianej szaty żercy. Współcześni Słowianie i Słowianki słyszą wezwania do bycia honorowym i prawym, do budowania stabilnej tradycyjnej rodziny i damsko-męskich związków małżeńskich (bo ponoć nasi przodkowie tylko takie znali). Na dodatek pouczani jesteśmy, że głównym celem naszych heteroseksualnych małżeństw jest posiadanie dzieci i wychowanie ich na prawych Słowian i Słowianki, którzy przekazywać będą tradycje słowiańskiej wiary na kolejne pokolenia. Pokolenia, co rozumie się samo przez się, o odpowiednim pochodzeniu etnicznym. Bo przecież, jak pouczają nas żercy, Rodzima Wiara to wiara Słowian.

Trudno powiedzieć, skąd bierze się pewność słowiańskich kaznodziei odnośnie moralności czy honorowej postawy przedchrześcijańskich Słowian. Źródła historyczne nie przedstawiają naszych przodków jako specjalnie honorowych (w popularnym rozumieniu tego słowa), a o zasadach słowiańskiej etyki wiemy jeszcze mniej, niż o słowiańskiej religii. Zastanówmy się zatem czy głoszone wszem i wobec „oficjalne” zasady etyczne Rodzimej Wiary nie są przypadkiem kolejnym schrystianizowanym elementem wiary naszych przodków.

Względność honoru

Pojęcie honoru pochodzi z języka łacińskiego i oznacza pewność siebie połączoną z silną wiarą w wyznawane zasady moralne. Biorąc pod uwagę podręcznikową definicję „honor” jest więc słowem o bardzo względnym znaczeniu, zależnym od wyznawanych zasad moralnych, które są inne dla złodzieja a inne dla, na przykład, mnicha. W kręgu kultury judeochrześcijańskiej, honor oznacza postawę charakteryzującą się uczciwością, szczerością, brakiem fałszu czy podstępu, ale inne kręgi kulturowe mogą widzieć honor odmiennie. Niektórzy za honorowego uznają ojca, który zabija swoją własną córkę, po tym jak została ona zgwałcona, inni za honorowe i wysoce moralne uznają okaleczanie genitaliów nieletnich dziewcząt. Stąd używanie słowa „honor” czy „honorowy” w odniesieniu do etyki Słowian jest nie tyle mylące, co pozbawione sensu, a raczej – puntu odniesienia. Nakaz bycia honorowym bowiem wymaga sprecyzowania kodeksu moralnego, do którego honorowa postawa powinna się odnosić. W sytuacji braku sprecyzowania szczegółów moralności, słowo „honor” ma tyle znaczenia, co „uroda”, gdyż znaczenie obu tych słów wymaga punktu odniesienia, określenia obowiązujących kanonów moralnych (dla słowa „honor”) albo estetycznych (dla słowa „uroda”).

Podobnie względne znaczenie ma słowo „prawość”, oznaczające przestrzeganie reguł społecznych i norm moralnych. Aby zachowywać się w sposób prawy należy znać obowiązujące normy społecznie i moralne, które – w przypadku przedchrześcijańskich Słowian – nie są współcześnie znane.

Wartości rodzinne

Budowanie trwałych, heteroseksualnych i płodnych związków małżeńskich jest kolejnym obowiązkiem, który nakładą na nas współcześni kaznodzieje Rodzimej Wiary. Podobnie jak z honorem, tak i z monogamiczną heteroseksualnością - trudno powiedzieć skąd ten pomysł odnośnie Słowian się wziął.

O małżeństwach przedchrześcijańskich Słowian wiemy tylko tyle, że nie były one nierozerwalne (można było się rozwieść) i że nierzadko były poligamiczne. Używam tutaj słowa „nierzadko”, gdyż za czasów naszych przodków do zawarcia małżeństwa niezbędne było złożenie daru ślubnego o znacznej wysokości. Dar ten składany miał być przez przyszłego małżonka, jego rodzinę albo, na przykład, przez księcia (jak w przypadku drużynników Mieszka I). O ile zatem poligamia była dozwolona pośród Słowian, o tyle wiele żon posiadać mogli tylko najzamożniejsi, a biedni musieli zadowolić się albo wymuszoną monogamią, albo wręcz dzielić swoją żonę z bratem lub innym członkiem rodziny, który dołożył się do daru ślubnego. Znana również była tradycja dziedziczenia żon (najczęściej z brata na brata, ale opcja z syna na ojca również była możliwa), w którym to wypadku przekazanie więzi małżeńskiej nie wymagało składania daru ślubnego.

Tutaj warto zaznaczyć, że źródła nie wspominają o kobietach wybierających sobie mężów, utrzymujących wielu mężów, czy też wpłacających ślubny dar za męża. Wydaje się, że chociaż poliandria (posiadanie wielu mężów) występowała u Słowian, nie była ona wynikiem świadomej decyzji kobiety, ale raczej konsekwencją ubóstwa pana młodego, który przy składaniu daru ślubnego o pomoc musiał prosić brata, czy też ojca. Oczywiście jest możliwe, że panna młoda sama wybierała sobie ubogiego narzeczonego (narzeczonych?) i celowo wstępowała w związek małżeński z dwoma mężczyznami, ale o takiej opcji źródła nie wspominają, w związku z tym rozważanie takiej możliwości jest wyłącznie spekulacją.

Nie wiemy na ile kobieta miała wpływ na wybór swojego męża, ale wiemy, że po wstąpieniu w związek małżeński nie mogła ona utrzymywać stosunków seksualnych z innymi mężczyznami. Za zdradę czekała i ją i jej kochanka okrutna kara – od okaleczenia (na przykład ucięcie sromu czy członka) po śmierć. Wydaje się więc, że faktycznie, głównym celem przedchrześcijańskiego Słowiańskiego małżeństwa było rodzenie dzieci – ale wyłącznie dzieci mężczyzny, który złożył ślubny dar. Nie chodziło tu zatem o pochodzenie etniczne, ale o utrzymywanie ciągłości i czystości genetycznej rodu. W źródłach historycznych znajdujemy wiele przykładów etnicznie mieszanych małżeństw, w których słowiańska krew mieszała się z germańską, nordycką albo celtycką. Najwyraźniej naszym przodkom takie „nieczyste” etnicznie mieszanki nie przeszkadzały. Dlaczego więc „nie-etniczni” wyznawcy Rodzimej Wiary przeszkadzają współczesnym tej wiary kaznodziejom? Z pewnością nie jest to wpływ chrześcijański, jako że Chrześcijaństwo jest religią bardzo inkluzywną etnicznie. Może być to jednak wpływ judaistyczny – wszyscy wszak wiemy jak ekskluzywna etnicznie jest religia Żydowska. Jest również możliwe, że ksenofobiczne zapędy rodzimowierczych kaznodziejów wynikają z ich własnych kompleksów lub zwykłego niedouczenia. Jakby nie było, jedno jest pewne – przedchrześcijańscy Słowianie nie znali pojęcia czystości etnicznej. Co było ważne dla nich to „czystość” rodu a raczej – pewność ojcostwa. Jak długo ojciec-głowa rodu, miał pewność, że jego dzieci są faktycznie genetycznie z nim spokrewnione, pochodzenie etniczne matki nie miało najmniejszego znaczenia.

Ale powróćmy do słowiańskich żon, ślubnego daru i małżeńskich obowiązków. Biorąc pod uwagę informacje przekazane w źródłach historycznych (ale odrzucając judeochrześcijańską ich interpretacji) można dojść do wniosku, że pośród przedchrześcijańskich Słowian kobieta, podobnie jak to czynili mężczyźni najmujący się na służbę w drużynie księcia, mogła spieniężyć swoje fizyczne możliwości i, że tak powiem, nająć się jako żona za odpowiednio wysoki dar ślubny. Po przyjęciu tego daru, po przyjęciu obowiązków żony, kobieta zobowiązywała się rodzić dzieci (oraz prowadzić gospodarstwo co też było trudnym i odpowiedzialnym zadaniem) wyłącznie swojemu mężowi – tak jak mężczyźni za żołd i opiekę księcia zobowiązywali się walczyć wyłącznie w obronie i na rozkaz księcia. I podobnie jak woje karani byli za zdradę, tak i na niewierną żonę czekała kara.

Z powyższych wywodów widzimy więc, że wyłączność seksualna była wymogiem nakładanym na (lub też – przyjmowanym przez) kobiety po przyjęciu daru ślubnego i tym samym wstąpieniu w formalny związek małżeński. Po zawarciu ślubu kobieta nie tylko nie mogła mieć stosunków seksualnych z innymi mężczyznami, ale również żaden inny mężczyzna (pod karą okaleczenia a nawet śmierci) nie mógł uprawiać z nią seksu.

Ale nie zapominajmy – poza kobietami zamężnymi pośród przedchrześcijańskich Słowianek były również kobiety niezamężne, od których, zdaje się, społeczeństwo nie wymagało ani wierności jednemu partnerowi, ani rodzenia dzieci. Gdyby takich, nazwijmy to, wolnych kobiet nie było, rytualne orgie, o których wspominają kronikarze, nie mogłyby mieć miejsca, nie byłoby bowiem komu w nich uczestniczyć. Gdyby przedchrześcijańskie, niezamężne Słowianki nie miały prawa do swobody seksualnej, gdyby przed- czy pozamałżeński seks nie był akceptowany w społeczeństwie zbudowanym przez naszych przodków, kto brałby udział obchodach Kupały? Kniaź i jego kilkanaście żon? Czy kronikarze, misjonarze i średniowieczni kaznodzieje marnowaliby czas, pergamin i inkaust, aby grzmieć na małżonków, szukających po lesie kwiatu paproci?

Jeśli małżeństwa naszych przodków były kontraktem, za pomocą którego mąż opłacał wyłączność seksualną czy też rozrodczą żony, dlaczego XXI-wieczni słowiańscy kaznodzieje wymagają wierności i płodzenia dzieci od kobiet, które nie otrzymały należytego daru ślubnego (czyli, zgodnie z prawem Słowian, nie są mężatkami)? Wygląda na to, że tu, tak jak w wielu innych aspektach współczesnych, oficjalnych nauk Rodzimej Wiary, zastosowana została bezmyślna kalka z judeochrześcijańskich obyczajów, zgodnie z którymi kobieta może być albo dziewicą, albo żoną. Trzeciej opcji (wolna, niezamężna kobieta, kontrolująca swoją własną seksualność i płodność) Judeochrześcijańska tradycja kobietom nie daje. Ale, wydaje się, pośród przedchrześcijańskich Słowian opcja taka była jak najbardziej możliwa i akceptowana społecznie.  

Wlastymil Hofman “Chlebem i solą”

Wlastymil Hofman “Chlebem i solą”

Gość w dom, Bóg w dom

Gościnność jest jednym z niewielu obyczajów Słowian udokumentowanych przez kronikarzy i niekwestionowanych przez historyków. Nasi przodkowie przyjmowali gości z rozmachem i radością, a odmawianie gościny spotykało się z ostracyzmem społecznym a nawet, według niektórych kronikarzy, z karą w postaci utraty czy zniszczenia mienia.

Żarliwa gościnność pogańskich Słowian zadziwiała zarówno chrześcijańskich jak i niechrześcijańskich kronikarzy. Szczególnie interesujące są wzmianki o gościnności naszych przodków w ideologicznie motywowanych kronikach (nie zapominajcie, we wczesnym średniowieczu pojęcie wolności słowa i obiektywnego reportażu nie było znane), które zwykle przedstawiały pogan jako zdradliwych barbarzyńców. Widać więc, że przyjmowanie gości było szeroko praktykowanym zwyczajem pośród Słowian, skoro wspominali o nim nawet nieprzychylni naszym przodkom komentatorzy. Aż dziw bierze, że współcześni kaznodzieje Rodzimej wiary tak niewiele mówią o słowiańskiej gościnności, biorąc pod uwagę, że jest to jedne z niewielu dobrze udokumentowanych w źródłach historycznych elementów etosu naszych przodków.

Trudno powiedzieć jakie były źródła gościnności Słowian. Być może prawda zachowała się w powiedzeniu ludowym „Gość w dom, Bóg w dom” – oznaczałoby to, że przedchrześcijańscy Słowianie wierzyli, iż ich Bogowie nie tylko istnieją, ale mają również zwyczaj przechadzania się po ziemi, oraz odwiedzania ludzkich domostw. Możliwe jest również, że nasi przodkowie przyjmowali gości z rozmachem, po to, aby uchronić się od zawiści czy złości złych duchów. Nie zapominajmy, w czasach naszych przodków podróże były bardzo niebezpiecznym przedsięwzięciem, a w zasadzie tylko osoby podróżujące korzystały z gościnności Słowian. Nie jest wykluczone, że nasi przodkowie udzielali gościny podróżnikom po to, aby w razie śmierci byłego gościa na dalszym etapie jego/jej podróży, nie narazić się na atak upiora czy topielca.

Jakiekolwiek nie byłyby motywacje Słowian, nie ulega wątpliwości, że udzielali oni gościny ochoczo i z rozmachem. Co to oznacza dla nas? Jak współcześni Rodzimowiercy powinni stosować nakazy przedchrześcijańskich tradycji?

Przede wszystkim powinniśmy zastanowić się kim jest gość, czyli komu powinniśmy udzielać gościny. O ile w świecie naszych przodków „gość” był w miarę precyzyjnym pojęciem, o tyle współcześnie, w czasach globalizacji, nasilonych migracji ekonomicznych, turystycznego boomu i (a może przede wszystkim) postępującej izolacji społecznej, kryteria różniące gościa od turysty, kryminalisty, imigranta ekonomicznego albo nawet sąsiada, są dużo bardziej płynne. Dodatkowo nie pomaga tutaj unifikacja kulturowa, która, ze względu na brak plemiennych czy klanowych różnic w ubiorze, sposobie noszenia się, czy też wysławiania uniemożliwia odróżnienie „swojego” od „cudzego” na pierwszy rzut oka.

Tak więc: kim jest gość? Gość to osoba nieznajoma i niespokrewniona z nami, którą zapraszamy w gościnę, czyli: zapraszamy do mieszkania pod naszym dachem na czas, być może nie określony z góry, ale jednak ograniczony. Z definicji gość to osoba, która nie planuje zostać na dłużej – przyjeżdża, zostaje na jakiś czas, a potem – wyjeżdża. Wynika z tego, że migranci ekonomiczni, planujący osiedlenie się w danym kraju, w kraju tym gośćmi nie są, gdyż przybywają, aby zostać na stałe, a nie jak gość – wyłącznie przejazdem. Ale skąd możemy wiedzieć, jakie są intencje osoby przybywającej na nasze ziemie/do naszego domu? Cóż prawda jest taka, że wiedzieć tego nie możemy, dopóki danej osoby nie poznamy, nie porozmawiamy z nią i poprzez słowa lub czyny tej osoby nie dowiemy się, czy jest to gość, czy nie. Dlatego też, jeśli chcemy pozostać wierni etyce naszych przodków, powinniśmy każdego przybysza poznać i ocenić indywidualnie.

Jako Słowianie, wyznawcy Rodzimej Wiary, nie powinniśmy oceniać obcych nam ludzi na podstawie ich rasy, pochodzenia czy wyglądu. Zasady etyki przedchrześcijańskich Słowian nakazują nam otwarcie naszych domów dla gości, traktowanie gości z szacunkiem i otwartością. Nasi przodkowie gościli Żydów, Muzułmanów, Chrześcijan, Wikingów, gościli kupców, posłów i misjonarzy. Przyjmowali ich pod swoje dachy bez wyjątku, bez wahania i bez rozważania ich pochodzenia, religii, koloru skóry, sposobu obierania się i wszelkich innych różnic. Nawet niszczenie słowiańskich miejsc kultu przez chrześcijańskich misjonarzy nie zmieniło zbytnio gościnnej postawy naszych przodków – z czasem aby chronić swoje świątynie Słowianie zakazali chrześcijanom wstępu do nich, ale wciąż udzielali chrześcijanom gościny w swoich własnych domach. Pomimo ataków ze strony wyznawców jednej wiary, nasi przodkowie nie dokonali generalizacji, nie zaczęli oceniać przybyszy na pierwszy rzut oka, nie odrzucali ich na podstawie religii, wyglądu czy koloru skóry. Pozostali wierni słowiańskiej zasadzie gościnności. Dlaczego więc my, odtwarzając wiarę naszych przodków, o tej zasadzie zapominamy?

Czcij ojca twego i matkę twoją

Opisując społeczeństwa przedchrześcijańskich Słowian kronikarze, oprócz gościnności, wspominają również o trosce, którą nasi przodkowie otaczali swoich rodziców. Podobnie jak gościnność, opieka nad rodzicami, zwłaszcza w chorobie/starości wspomniana jest w wielu źródłach. Zbyt wielu, aby można było prawdziwość tych relacji podważyć. Dlaczego więc współcześni kaznodzieje Rodzimej Wiary o tym nie wspominają? Być może przyczyną odrzucenia tak istotnej, potwierdzonej w źródłach informacji o kulturze naszych przodków, jest obawa przed przywołaniem judeochrześcijańskich skojarzeń. Jak by nie było nakaz czczenia rodziców jest jednym z przykazań religii judeochrześcijańskich (w zależności od odłamu jest to przykazanie czwarte lub piąte). Jest również możliwe, że współcześni rodzimowierczy moralizatorzy pomijają w kazaniach swoich rodziców, gdyż… Cóż… jest to trudny temat.

Szalona większość współczesnych wyznawców Rodzimej Wiary wychowała się w judeochrześcijańskiej (zwykle prawosławnej lub rzymskokatolickiej) tradycji. Oznacza to, że większość rodziców współczesnych Rodzimowierców to osoby wyznające religię judeochrześcijańską, nierzadko w aktywny sposób. A to z kolei oznacza istnienie w wielu przypadkach różnic niemal nie do pogodzenia pomiędzy pogańskim światopoglądem dziecka i judeochrześcijańskim rodziców, co, nierzadko, powoduje głęboki rozłam międzypokoleniowy. Nic więc dziwnego, że współcześni kaznodziei Rodzimej Wiary unikają tematu szacunku dla rodziców szerokim kołem – prawdopodobnie sami pozostają w głębokim konflikcie ze swoimi własnymi rodzicami. Co nie zmienia faktu, że źródła historyczne odnoszące się do przedchrześcijańskich Słowian są zgodne: nasi przodkowie troszczyli się o swoich rodziców. Zapewniali im, zwłaszcza w chorobie i starości, dach nad głową, pożywienie i opiekę. A my, dziedzice tradycji naszych przodków, powinniśmy czynić tak samo.

Należy tu zwrócić uwagę, że przedchrześcijańscy Słowianie nie czcili swoich rodziców (jak nakazują to religie judeochrześcijańskie), a jedynie troszczyli się o nich i traktowali ich z szacunkiem. Cześć należała się przodkom (umarłym), których kult stanowił niezwykle ważną część kultury przedchrześcijańskich Słowian. Dlatego też my, współcześni wyznawcy Rodzimej Wiary, powinniśmy uszanować naszych przodków przynajmniej na tyle, aby rekonstruować ich religię czy wartości etyczne w sposób odpowiedzialny, przemyślany i możliwie jak najbliższy prawdy. Nie pozwólmy więc natchnionym kaznodziejom bredzić o honorze, prawości czy monogamicznych heteroseksualnych związkach, o których źródła historyczne ani słowem nie wspominają. Z szacunku dla naszych przodków trzymajmy się tego, co wiemy na pewno. Troszczmy się o naszych rodziców, zwłaszcza w chorobie i starości, bez względu na to, czy ich poglądy/religia są nam bliskie, czy nie. Bądźmy gościnni i nie oceniajmy obcych bez poznania ich bliżej. Z pewnością stosowanie tych dwóch zasad uczyni z nas nie tylko lepszych Rodzimowierców, ale i lepszych ludzi.

Sława!