poniedziałek, 14 marca 2016

Indie - na kremacyjnych ghatach Waranasi


O hinduistycznym pogrzebie z kremacją na stosie ciałopalnym pisałam już w poście pt. "Nepal - kremacja pod gołym niebem" (TUTAJ). W Indiach ceremonia przebiega podobnie, dlatego opis będzie krótszy i trochę uwagi poświęcę tutaj słynnemu na cały świat, niezwykle ważnemu dla hinduistów miastu - Waranasi. Waranasi leży w północnych Indiach na Nizinie Gangesu. Przepływa przez nie najświętsza rzeka Ganga, powszechnie znana jako Ganges. Waranasi bywa określane jako "święte miasto", "miasto boga Śiwy", "miasto śmierci", "miasto obłędu", "miasto brudu" czy "kwintesencja Indii". Byłam tam w lutym 2016 roku i mogę powiedzieć, że w każdym z tych imion tkwi cząstka prawdy.



Waranasi to miasto istniejące prawdopodobnie od 3000 lat, zgodnie z legendą założone przez samego Śiwę, boga ponad tysiąca imion, w hinduizmie zajmującego miejsce na "podium bogów" obok Wisznu i Brahmy. Waranasi jest kolorowe, głośne, ciasne i duszne. Z jednej strony pełne życia, z drugiej - pełne śmierci. Nigdzie tak jak tu nie czuje się, że śmierć jest po prostu cząstką życia. Miasto przyjmuje codziennie pielgrzymów z całego kraju i turystów z całego świata. Hindusi przybywają do Waranasi, by pomedytować i zmyć z siebie grzechy, by odzyskać nadwątlone siły, albo połączyć ze świętą Gangą swoich zmarłych bliskich.




W starej części Waranasi na nabrzeżu panuje ciasnota, ubóstwo i brud, lecz wraz z kolorowo odzianymi ludźmi, wraz ich wiarą i kulturą, tworzą one niepowtarzalny klimat. Znalazłszy się w gąszczu niebywale wąskich i zaśmieconych uliczek, szokująco małych dziupli mieszkalnych, pomiędzy stosami drewna do kremacji, wśród ulicznych sprzedawców kwiatów pogrzebowych, pośród barów, świątyń i kapliczek, no i oczywiście chudych, wszędzie pozostawiających cuchnące "placki" krów - człowiek nie ma wątpliwości, że warto było tu przyjechać. Tu powietrze, przesiąknięte fetorem krowich odchodów i pomyj, skażone dymami kremacyjnymi, jest po prostu święte i w jakiś dziwny, metafizyczny sposób czyste. Kto wie, może bezdomni śpiący na ławkach i pod ścianami mają tu cudowne, uzdrawiające sny?







Najwięcej dzieje się na ghatach - schodzących do wody schodach, ciągnących się na kilka kilometrów wzdłuż brzegu Gangesu. Jest to miejsce odwiedzane przez tłumy hinduskich pielgrzymów pragnących pomedytować lub zażyć rytualnej kąpieli w świętej rzece, jak również przez rzesze turystów, który chcą zobaczyć "kawałek prawdziwych Indii". No i oczywiście miejsce kremacji ciał zmarłych - kremacji wyjątkowej. Albowiem aby osiągnąć mokszę, czyli uwolnienie duszy od męczącej podróży przez różne ciała (reinkarnacji), należy zostać spalonym nad Gangesem, moze niekoniecznie na samych ghatach, ale koniecznie u stop Matki Gangi w Waranasi.


Ganges to najświętsza rzeka Hindusów, Matka Ganga, którą kochają, i do której się modlą. To granica pomiędzy światem bogów a światem ludzi. To symbol całej historii, kultury i cywilizacji Indii. To szlak wędrówki cudownej wody oczyszczającej z grzechów i przybliżającej duszę do mokszy. To rzeka, która płynąc wciąż się zmienia, a jednocześnie jest stale taka sama, święta i ukochana.
  
Manikarnika Ghat jest najbardziej znanym odcinkiem nabrzeża, na którym pali się ciała zmarłych. Najstarsze zapisy, w których o nim wspomniano pochodzą z V wieku. Ghat ten znajduje się u stóp bardzo starej świątyni Baba Mashan Nath. Każdy Hindus pragnie z całego serca być po śmierci skremowanym właśnie tutaj. To tu, w Waranasi, ceremonia kremacji jest najbardziej święta. Dlatego wierni przybywają tak licznie ze swymi zmarłymi, albo po to, by pięknie umrzeć. Umierających rodziny zabierają w długą i męczącą podróż, by oddać ich ciała tej właśnie rzece, w tym właśnie miejscu. Na ghacie Manikarnika stosy płoną przez całą dobę, a w ciągu jednej doby kremacji poddaje się od stu do kilkuset ciał. 

źródło:   https://www.tripoto.com/trip/

Dotykanie zwłok jest nieczyste, więc kremacjami zajmują się "niedotykalni", przedstawiciele najniższej kasty, a dokładniej subkasty tzw. Domów, których zalicza się do ludów cygańskich. Członkowie rodziny przygotowują zwłoki do spalenia i niosą je na miejsce kremacji, lecz w czasie, gdy płonie stos, są jedynie naocznymi świadkami. Domowie wykonują całą "brudną robotę" przy zwłokach. Niektórzy piją alkohol, by nie czuć odoru rozkładających się zwłok. Oczywiście za opał i obsługę stosu należy im zapłacić, i to niemało: niedotykalni mają monopol na sprzedaż drewna i pracę przy paleniu zwłok, toteż korzystają z tego ile się da. Pewien niedotykalny "biznesmen" działający w latach 80-tych, niejaki Raja Dom zwany też lordem ghatów Waranasi, brał pieniądze nawet za gwarancję uwolnienia duszy zmarłego (podejrzewam, że chodziło o rytualne, obecne już częściowo zarzucone roztrzaskanie czaszki bambusowym kijem na stosie). Raja Dom żył w dostatku i był podobno najbogatszym człowiekiem w mieście, a z dziennikarzami, którzy niebacznie nie przynieśli mu godnego prezentu nie chciał w ogóle rozmawiać. Ale wróćmy do samej kremacji. Krewni otrzymują od niedotykalnych prochy (lub niedopalone szczątki) i mają za zadanie oddać je Matce Gandze. Potem zajmują się już tylko sobą, to znaczy w pierwszym rzędzie biorą oczyszczającą kąpiel w Gangesie, tym samym Gangesie, do którego przed chwila wrzucili szczątki swego krewnego. 

Pierwszym etapem ceremonii pogrzebowej jest zanurzenie zwłok w Gangesie. Zazwyczaj kładzie się je na płyciźnie przy brzegu, nie zdejmując z drabinkowych noszy, na których przyniesiono je na ghat. Zmarły leży w wodzie zaledwie minutę, może dwie. Ale to wystarczy, by Matka Ganga zmyła jego grzechy i dała mu swe błogosławieństwo. Czasem ciało układane jest na schodach blisko Gangesu. Wówczas koniecznie trzeba polać wodą z rzeki usta, żeby zmarły "napił się" świętej wody. 


źródło: https://cohn17.com/2011/

Ciało zostaje ułożone na stosie. Osoby "obsługujące" zmarłego oblewają stos naftą albo obrzucają go białymi, mazistymi grudkami ghee (klarowanego masła), tłuszczu do smażenia będącego w powszechnym użyciu w indyjskiej kuchni. Masło robi się z mleka, a mleko pochodzi od świętych krów, tak więc nie ma w tym ani krzty braku szacunku dla zmarłego, a wręcz przeciwnie, jest to dla niego honor. Chodzi jednak przede wszystkim o względy praktyczne: dzięki ghee ciało spala się szybciej, więc wystarczy mniejsza porcja drewna. Na ciało sypie się też sproszkowane drewno sandałowe i przyprawy korzenne, co ma stłumić nieprzyjemny zapach bijący od trawionych przez ogień tkanek. Do ust zmarłego wkłada się specjalny, łatwopalny wkład - głowa ma palić się nie tylko z zewnątrz, lecz także od środka.

Stos roznieca się świętym ogniem chitta, który płonie nieprzerwanie od ponad 2000 lat. A gdzie? Przed świątynią, w czymś w rodzaju... zrujnowanej, rozpadającej się budki. Mistrz ceremonii, czyli z reguły opłacony "niedotykalny", musi pójść tam z pochodnią, by zaczerpnąć chitty.  

Gdy przywalone polanami ciało płonie, wszyscy milczą. Stos należy od czasu do czasu przegarnąć i nie ma niczego zdrożnego w tym, że podczas wykonywania tej czynności zebranym ukazują się zwęglone zwłoki. Widok nie jest przyjemny, lecz nikogo nie razi, taka jest natura śmierci. Żeby ciało spaliło się jak najszybciej, do ognia dokłada się wciąż nowe szczapy i wąskie bloczki wysuszonego, krowiego łajna. Łajno pochodzi od świętych krów i doskonale się pali.

A co, gdy ciało już spłonie, ogień przygaśnie? Kiedy popioły ostygną, zbiera się je do naczynia i wypływa wynajętą łódką na fale Gangesu, by je wsypać do wody. Zanim zostaną wysypane, niedotykalni przeszukują je pod kątem złotych zębów, które zachowują dla siebie jako opłatę za pogrzeb.


źródło:   https://yourstory.com/2015/

Dosyć często zdarza się, że spopieli się wszystko oprócz kości klatki piersiowej zwanej mostkiem. Wówczas najstarszy syn zmarłego otrzymuje ów mostek wraz z przywilejem wrzucenia go do rzeki. Jeżeli zaś ciało się nie dopaliło, ale nie ma już czym podtrzymywać ognia, stos zalewa się mocnym strumieniem wody ze szlaucha. Resztki ciała zbiera się i wrzuca do rzeki. Robią to oczywiście niedotykalni.   



Czy ja to wszystko widziałam? Otóż nie. Widziałam niewiele. Waranasi to nie Paśupatinath w Nepalu. Tu nie należy się zbliżać, gapić, ani - broń Boże! - fotografować stosów, nawet z daleka. Podobno można zapłacić "szefowi" za prawo do wejścia między stosy i robienia zdjęć czy filmowania, kosztuje to 5-6 tysięcy rupii (300-350 zł) za godzinę. Ale co to za "szef"? Jak go znaleźć? I czy na pewno chciałabym wejść między stosy? Otóż nie, nie chciałabym. Czułabym się jak intruz, jak ktoś, kto narusza czyjąś świętość, łamie tabu, wygłupia się na pogrzebie. Wystarczyłoby mi złapanie kilku kadrów z oddali.




Tak więc Ghat Manikarnika obserwowałam wyłącznie z kołyszącej się na wodach Gangesu łodzi turystycznej. Za pierwszym razem oglądałam go wieczorem - i wtedy płonęło wiele stosów, a za drugim o poranku - i wtedy niewiele się działo. Ukradkiem zrobiłam jakieś zdjęcia, ale w większości nie wyszły, a te, które można było uznać za trofeum, także nie były nadzwyczajne. Cóż, widocznie tak miało być...  


Jak wygląda ten ghat? Trochę jak śmietnisko, trochę jak tartak. Błękitnawy dym unosi się znad dogasających stosów kremacyjnych, miesza się z wieczorną (albo poranną) mgiełką, rozmywa kształty, lecz nie skrywa widoku. W oczy rzuca się brud i bałagan. Niemal każdy kawałek przestrzeni między zabudowaniami wypełniają wysokie pryzmy drewna. Należą do mieszkających tu handlarzy. Kogo na nie stać, ten kupi i będzie miał czym palić pod zwłokami.







Na ziemi gasną kolory porzuconych, więdnących kwiatów. I jarzą się kolory szmat, wstążek, zużytych całunów. Walają się wyłamane z murów cegły, podarte reklamówki, resztki bambusowych noszy i skorupy naczyń do czerpania wody. Śmieci zalegają wszędzie, zsuwają się do świętej rzeki. Przykro na to patrzeć. Nie, nie przykro... To jest wręcz przerażające. To jakiś obłęd.




Pomiędzy odpadkami błąkają się wychudzone krowy, wyjadają źdźbła słomy i kwiaty, podnoszą ogony i defekują, ale to nie obraza, są przecież święte. Równie chude psy unoszą tylna nogę i sikają gdzie popadnie, a potem poszukują czegoś nadającego się na posiłek. Tyle, że psy są mięsożercami, więc co mogą zjeść? Strach pomyśleć. Ech, Indie...


Ale są rzeczy jeszcze gorsze niż żegnanie zmarłych w brudzie, smrodzie i bałaganie. Biednych Hindusów (zwłaszcza tych, którzy wydali już sporo na przybycie do Waranasi z daleka) nie stać na kupno drewna. Ich zmarli trafiają do Gangesu bez kremacji. Rodzina wypływa łodzią na wody świętej rzeki i wrzuca do niej ciało, nierzadko już w stanie rozkładu, owinięte w całun i obciążone kamieniami. Tak samo zresztą oddaje się rzece zwłoki dzieci, kobiet w ciąży, trędowatych, ukąszonych przez kobrę i mędrców sadhu - bo oni są albo niewinni z natury, albo już odkupili cierpieniem swe winy, albo noszą w sobie nowe życie, albo też mogą zmartwychwstać. Tak więc ich ogień nie musi oczyszczać.

Jeszcze bardziej makabryczne jest nadpalanie zwłok i wrzucanie ich do wody w stanie częściowego zwęglenia lub tylko niewielkiego "podsmażenia". Tak dzieje się wtedy, kiedy rodziny nie stać na odpowiednią ilość drewna, lecz kremacja odbywa się przynajmniej symbolicznie. Ciało może zostać nadpalone tylko z wierzchu i zachować w pełni ludzką postać. Praktycznie spaleniu ulega tylko całun, a skóra zmarłego pokrywa się bąblami i osmaleniami. Czasem stos pali się przez jakiś czas, podsycany czym się da, suchymi liśćmi, papierami, szmatami, nawet resztkami jedzenia. Wówczas zwłoki nadpalają się mocniej i ulegają zniekształceniu. A jeśli stos płonie trochę dłużej, ulegają fragmentacji. W tym stanie trafiają do Gangesu.   

Jak znoszą to ludzie? Godzą się z tym. Świadomość, że w Gangesie pływają rozkładające się trupy nie przeszkadza im w robieniu w rzece prania, w braniu rytualnych kąpieli, myciu zębów czy nawet piciu wody prosto z rzeki. Odmęty Gangesu działają magnetycznie i mistycznie każdego Hindusa. Woda z trupami czy bez oczyści zarówno z grzechów już zgromadzonych na osobistym koncie, jak też przyszłych, jeszcze niedokonanych.



A jak znosi to Ganges, bądź co bądź ekosystem? O tym można poczytać w innym poście (TUTAJ).

Na zakończenie powiem tylko, że w porównaniu z kremacjami w Waranasi nad Gangesem, kremacje nad Bagmati w Nepalu (które wydawały mi się nieco kontrowersyjne w swej formie, to znaczy, mówiąc krótko, niechlujne i odrobinę niemoralne) muszę teraz ocenić pozytywnie. Kremacje w nepalskiej świątyni Paśupatinath odbywają się w znacznie czystszym otoczeniu, płonące zwłoki są znacznie lepiej ukryte przed oczami świadków, a kudłate małpy wyławiające z rzeki misy ofiarne są znacznie bardziej sympatyczne niż żerujące na kremacyjnym pobojowisku kościste psy i krowy. W Nepalu niedotykalni nie panoszą się tak jak w Waranasi, nie mszczą na rodzinie zmarłego, która nie mogła pokryć wyznaczonych przez nich kosztów kremacji w całości. A zemsta jest okrutna: część drewna zostaje wycofana ze stosu i zwłoki się nie spalają do końca. Co jeszcze? Ostatni fakt. W Nepalu, w odróżnieniu od Waranasi, wolno robić zdjęcia. Jasne staje się zatem, że hinduizm "nie wszędy jednaki"...

©  Agata A. Konopińska

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

WYBRANE ZASOBY INTERNETOWE NA TEMAT WARANASI I KREMACJI PO HINDUSKU:

➤ Wpis z bloga Byle-Na-Chwile "Waranasi - święte miasto śmierci" (2016). http://byle-na-chwile.pl/
➤ Artykuł z portalu 4everMoments, Jo Gasieniec "Zrozumieć Waranasi" (2015). http://4evermoments.com/
➤Fotoreportaż, Michael Huniewicz (DUŻO FOTEK, ALE UWAGA WRAŻLIWI!) "When funeral Fires Forever Burn (...)" (2015). http://www.dailymail.co.uk/news/article-3248208
➤ Artykuł, Sanjay Austa, "Dom Raja: Untold Story of the Untouchable Keeper of Varanasi's Sacred Flame" (2015). https://yourstory.com/2015/04/dom-raja-of-varanasi/
➤ Artykuł z portalu wp.turystyka pt. "Przeżyć Indie - tu obok płonących zwłok toczy się życie" (2014). https://turystyka.wp.pl
➤ Wpis z bloga Miriam Risager (SPORO CIEKAWYCH FOTEK), "I see dead people - Varanasi, India" (2014). http://adventurousmiriam.com/varanasi-india/
➤ Artykuł, Jeffrey Hays (WIERZENIA I OBYCZAJE HINDUISTÓW) "Hindu funerals, cremation and Varanasi" (2011). http://factsanddetails.com/world/
➤ Film dokumentalny (WRAŻLIWI MOGĄ OGLĄDAĆ) "Manikarnika - The Burning Ghat of India". https://www.youtube.com/
➤ Film dokumentalny (DOSYĆ BEZPIECZNY) "Hindu Funeral, Cremation and Belief in Reincarnation". https://www.youtube.com/
➤ Film edukacyjny (MOMENTAMI DRASTYCZNE!) "Meditation on death". https://www.youtube.com
➤ Film dokumentalny (UWAGA, MARTWE CIAŁO!) "Preparation of the body before cremation in India". https://www.youtube.com/
➤ Film (UWAGA, MAKABRYCZNE OBRAZY!) "Varanasi 13 - Cremazioni Tratto da India Mistica e Misteriosa". https://www.youtube.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dobry komentarz to krótki komentarz! I ściśle na temat opublikowanych treści.