9 minute read

Jestem naga – Dorota Gardias w odważnej rozmowie o walce z demonami ciała i ducha

naga JESTEM

DOROTA GARDIAS W ODWAŻNEJ SESJI I ODWAŻNEJ ROZMOWIE O WALCE Z DEMONAMI CIAŁA I DUCHA

Advertisement

Dziennikarka, prezenterka, matka i kobieta wielu pasji. Dorota Gardias, której wzloty i upadki pilnie śledzą tabloidy i plotkarskie magazyny stanęła za obiektywem Aleksandra Ikaniewicza w kobiecej, sensualnej i odważnej sesji. Po co? Aby zwrócić uwagę na ważny temat.

Widziałam próbne fotosy z sesji…

Oho! Zaczynamy z grubej rury (śmiech).

Rozbierana sesja to w sumie dla ciebie nie pierwszyzna. Pozowałaś kiedyś do CKM.

To zupełnie inna sesja. Inna ja. Inny cel i inne powody leżące u podstaw tej decyzji. Kiedyś rozebrałam się trochę z próżności. Dzisiaj chcę zwrócić uwagę na konkretną sprawę.

Rak piersi?

Rak piersi. I nie tylko.

Zostańmy na początek przy tym temacie. Jest październik, miesiąc walki właśnie z rakiem piersi. Co masz do powiedzenia kobietom?

Nic wyszukanego. Nie mam prawa opowiadać o mękach chemii, mastektomii, utracie włosów i całym tym dramacie. Miałam wiele szczęścia. Chce jedynie wykorzystać tę odrobinkę rozpoznawalności, aby przypomnieć kobietom, że rak czyha na każdą z nas.

Co robić, kiedy rak już się pojawi?

To jest najgorsze pytanie jakie można mi zadać. Każdy rak jest inny, każdy człowiek jest inny, dlatego w każdym przypadku odpowiedź będzie inna. Najważniejszym jest nie to, co zrobimy, kiedy rak już się pojawi, ale co zrobić, aby rak się nie pojawił wcale.

No więc?

Badać się! U lekarza, samej w domu. W przebieralni, pod prysznicem, przed pójściem spać. Niech bada nas partner, partnerka. Odruchowo. Bezwiednie. Trzeba poznać własne piersi i reagować na każdą anomalię. Nie tylko na wyczute guzki czy zgrubienia. Na każdą, znaczy na opuchliznę, drętwienie… cokolwiek, co wzbudzi w nas wątpliwość.

Coś jeszcze?

Wdrożyć zasadę ograniczonego zaufania. Nie twierdzę, że trzeba popadać w paranoję. Budzić się z myślą „Czy to już dzisiaj? Czy dzisiaj znajdę guza?”. Chodzi mi raczej o taką stałą czujność. Znam przypadki, kiedy badania nic nie dały. Jedna z moich „rakowych koleżanek” sama wyczuła guza – tydzień po badaniu, które nic nie wykazało. Ja znów zaufałam kompletnie pierwszemu lekarzowi, który powiedział, że moja zmiana to nic takiego.

Więc w telegraficznym skrócie?

Badaj się u lekarza. Badaj się sama. Zasięgnij drugiej opinii. Nie pozostawiaj nic przypadkowi.

Twój rak był łagodny… Boisz się jednak, że wróci?

Jak cholera. Ale nie pozwalam, by ten strach mnie zdominował. Strach to stres, a stres to również czynnik rakotwórczy. Mam wrażenie, że o tym się zapomina przede wszystkim. Dużo mówimy o hormonach, niezdrowej żywności. Ja jednak jestem głęboko przekonana, że życie w stresie przyczyniło się do mojej choroby. Nie tylko tej w sumie.

Mamy odważną sesję przed nowotworem i po nowotworze. Inaczej postrzegasz własne piersi?

No pewnie! Powiedzmy, że zaczęłam je bardziej doceniać. Przyznaję, że przed chorobą myślałam o poprawieniu biustu. Nie żeby go powiększać o trzy rozmiary, ale jednak… Jakoś unieść,

coś zaokrąglić. Każda z nas tak ma, na siłę zawsze znajdziemy coś, co można by poprawić, ulepszyć, upiększyć. Kiedy usłyszałam diagnozę moje piersi nagle wydały mi się idealne. Miałam wiele szczęścia, że udało mi się uniknąć mastektomii. Wiele kobiet nie miało wyboru. To zmienia całkowicie myślenie.

Jakie są teraz?

Co? Moje cycki? (śmiech). Są wystarczające. Są moje i są piękne. Takie jakie są. Nic bym w nich nie zmieniła.

Jak to jest chorować na oczach całego kraju? Należysz do rozpoznawalnych ludzi, wasz wzloty i upadki śledzą wszyscy na social mediach.

To jest cena jaką płacimy za popularność. Jak to powiedziała Julia Roberts w jednym z moich ulubionych filmów: za każdym razem, kiedy moje serce jest złamane, tabloidy robią z tego wydarzenie roku. A przecież każdy z nas kiedyś miał serce w strzępach. I każdy woli cierpieć w ciszy. Wchodząc w świat popularności, dzieląc się swoim życiem na social mediach z tysiącami ludzi musimy mieć tego świadomość. To taki cyrograf, który musimy podpisać. Godząc się na sławę i korzyści jakie za sobą niesie, musimy również zaakceptować wszystkie upokorzenia i przykrości jakie idą w pakiecie. Inaczej się nie da. Kropka. Ja walczyłam z rakiem publicznie i przyznaję, że nie należało to do szczególnie pomocnych okoliczności. Ale teraz mogę zrobić z tego pożytek, opowiedzieć głośno jak to jest usłyszeć te straszne słowa, tę diagnozę. Jak widzisz rak nie wybiera. Chorujemy wszyscy, bez względu na ilość lajków.

Mówisz o popularności w bardzo racjonalny sposób. Wielu znanych i lubianych ma problem z zaakceptowaniem tych zasad.

Bo to jest prosta matematyka. Osobom publicznym żyje się lepiej, wygodniej. Odcinamy od tego kupony i jestem tego świadoma. Serio. To żadna tajemnica. Ja jestem wdzięczna za to, co przyniósł mi los, ale też za to na co zapracowałam. Płacimy jednak za to równie wysoką cenę: każde z naszych potknięć trafia na afisze. Każda niefortunna wypowiedź, konflikt z prawem. I płacę ja, za chwile słabości czy bezmyślności.

Jak ostatnią aferą ze źle zapiętymi pasami?

Oczywiście! Przykład idealny. Za tę sytuację zapłaciłam jak każdy człowiek – jak Ty czy inny. Zapłaciłam również jako „celebryta” – ucierpiał mój wizerunek, nasłucham się odpowiednio więcej krytycznych i umoralniających uwag aniżeli każdy z was. Musiałam przełknąć tę publiczną czarę goryczy. To idzie w parze z byciem nawet najmniej rozpoznawalną „osobą publiczną”. Straciłam z dnia na dzień kilka kontraktów. Czy oczekuję współczucia i wyrozumiałości? Nie. Takie życie, ale ja to akceptuję. Oczywiście do czasu.

Do czasu? To znaczy?

Przeprosiłam opinię publiczną i przede wszystkim – przeprosiłam najbardziej zainteresowanych, czyli córkę i jej ojca. Tak trzeba, nie ma co z tym dyskutować. Ale skrucha to jedno, a nadstawianie karku na pręgieżu hipokryzji to inna sprawa. Poczynając od lekkich form takich jak nazywanie mnie „tępą dzidą”, „pustą celebrytką” czy „zidiociałą pogodynką” na formach ekstremalnych takich jak sugestie, że „powinnam rozwalić się z tym dzieckiem i poszybować parę metrów to bym się nauczyła” czy „jakby mi szyba pocięła tę ponaciąganą facjatę to bym miała nauczkę”. Na to mojej zgody nie ma.

Chyba żartujesz…

Nie. Ciągle cię to dziwi? Mnie już przestało.

Właśnie widzę. Jestem zaskoczona Twoim spokojem. Gdyby nie szczery i promienny uśmiech pomyślałabym, że stałaś się cyniczna. Mam jednak wrażenie, że to nie to. W końcu dużo mówisz o zmianie, która w tobie zaszła. Ostatnio w wywiadzie dla Vivy powiedziałaś, że nie jesteś już Dorotką tylko Dorotą.

Tak, trochę czasu mi to zajęło, biorąc pod uwagę fakt, że przekroczyłam czterdziestkę jakiś czas temu (śmiech).

Co takiego się stało?

Zmierzyłam się z demonami. Zrzuciłam z siebie kilka masek a kilka udało mi się zerwać innym ludziom.

Chyba zbliżamy się nieuchronnie do kolejnego tematu – terapia. Co zmieniła w Tobie?

Problemy z psychiką to kolejny rak toczący nasz gatunek. Walka z nim jest równie ciężka i heroiczna jak walka z nowotworem. Sam fakt, że głośno się do niej przyznaję to wielka zmiana we mnie. Ale pokonałam bardzo trudną drogę, aby dojść do punktu, w którym zrozumiałam, że potrzebuję pomocy specjalisty.

Co było katalizatorem?

Nie potrafię wskazać jednej przyczyny, jednego odczynnika, który uruchomił reakcję łańcuchową. Niestety wiele prawdy jest w tym, że jak coś się w życiu psuje to lawinowo. Wydaje ci się, że jesteś na dnie a okazuje się, że pod tym dnem są jeszcze masy błota, badyli i mułu. Ja się zapadłam bardzo głęboko. Trudno było się z tego wynurzyć, odkopać z tego całego syfu.

Dzisiaj jednak siedzisz przede mną. Masz obie piersi, uśmiech na twarzy. I emanuje z ciebie pewność siebie jakiej się nie spodziewałam.

Tak, bo jak już zaliczysz naprawdę dolną strefę łatwiej później osiągać te najwyższe warstwy życiowej stratosfery. Naprawdę wierze w prawo sinusoidy. Życie faluje a my z nim. Czasem u dołu, aby za chwile być na szczycie.

Na jaki rodzaj terapii się zdecydowałaś?

Trudno to nazwać „decyzją” bo z terapiami nie jest jak z sofami z Ikei. Nie można otworzyć katalogu i wybrać takiej, która pasuje Ci do salonu. Ja SKORZYSTAŁAM z terapii EMDR co jest skrótem od angielskiej nazwy Eye Movement Desensitization and Reprocesing. To dość złożona forma psychoterapii, na którą składa się wiele elementów z różnych podejść psychoterapeutycznych. Skupia się na dotarciu do traum, o istnieniu których nie mieliśmy pojęcia lub które bagatelizowaliśmy czy mimowolnie normowaliśmy w naszym umyśle.

To znaczy?

To znaczy, że terapeuta nas uświadamia jak straszne tkwią w nas wspomnienia, jak wiele znaczą wydarzenia z przeszłości, i że wcale po nas „nie spłynęły”. Ja wiele takich krzywd bagatelizowałam, uważałam za normę, na zasadzie „nic się nie stało”, „takie były czasy”. Otóż stało się. I ta terapia pomaga w pierwszej kolejności ujrzeć siebie samego i swoją przeszłość w racjonalnym świetle. Dostrzec szkody, a następnie wziąć się za ich naprawę.

Jak to wygląda? Kozetka, notes i kartki z atramentem?

Mamy właśnie takie banalne, dziwne wyobrażenie o terapii. Wielu ją przerywa, bo myśli, że tak to właśnie wygląda. Niestety, wygląda jeszcze gorzej. Terapia to orka. Wypłakać możemy się w kinie. Tutaj będziemy ryczeć, krzyczeć a później zosta-

niemy zmuszeni do jeszcze większej pracy, jeszcze większego, tytanicznego wysiłku. Świetna sylwetka psychiczna wymaga potu i bólu, tak samo jak świetna forma fizyczna. Nie ma zmiłuj. Ale jest to wysiłek, który warto podjąć.

Polecasz zatem terapię EMDR?

Polecam każdą terapię, która Ci pomoże. Polecam poszukać pomocy. Mi pomogła ta terapia, bo sięga do źródła i dodatkowo jest połączona z neurofizjologicznymi ćwiczeniami, których zadaniem jest manualne zmniejszenie niepokoju za pomocą ćwiczeń fizjologicznych, np. odpowiedniemu ruchowi gałek ocznych. Sęk w tym, żeby poszukać tego, co pomoże właśnie tobie. I nie rezygnować.

Wspólnie z fundacją „Projekt Kobiety” startujecie niebawem z podcastem „Mindtrip”. O czy będą te rozmowy?

O zdrowiu psychicznym właśnie. O równowadze, o poszukiwaniu harmonii. Poprzez te podcasty chcemy zachęcić ludzi do poszukiwań. Nie każdy musi od razu iść do psychologa czy psychiatry. Żyjemy w czasach oferujących wiele różnych dróg, nasze kultury i metody się przenikają. Dlatego właśnie powstał ten cykl rozmów.

Z kim będziesz rozmawiać?

To szereg inspirujących rozmów z terapeutami, coachami, trenerami i innymi specjalistami, którzy reprezentują różne szkoły radzenia sobie ze stresem we współczesnym świecie. Ja sama wyniosłam z tych rozmów wiele dobrego. Wcześniej np. „mindfulness” znałam tylko z nazwy jako jakąś nową, modną ciekawostkę. Teraz wiem, jak poważna i pomocna jest to technika, a niektóre inne formy samorozwoju czy medytacji, o których rozmawiałam ze wspaniałymi ludźmi zaskoczyły nawet mnie.

Czy podcast skierowany jest tylko dla kobiet?

Z reguły fundacja „Projekt Kobiety” której jestem ambasadorką jest o kobietach i dla kobiet, myślę jednak, że zdrowie psychiczne jest ważne dla każdego bez względu na płeć. Dlatego gorąco zachęcam również Panów do słuchania!

Gdzie znajdziemy podcast?

Na głównym profilu podcastowym Fundacji „Projekt Kobiety” na wszystkich popularnych platformach – Spotyfi, Anchor i Tidal.

Czy własne przejścia pomogły ci zrozumieć jak zaproponowane przez specjalistów metody mogą pomóc nam w codzienności?

Tak, zdecydowanie. Bo ja już jestem szczera sama przed sobą. Tylko znając swoje słabości możemy sobie pomóc. Oszukując się, że wszystko z nami jest ok nigdy nie będziemy w stanie zmierzyć się z problemem. Bo niby jak, skoro udajemy, że nie istnieje? Aby wypędzić demona, trzeba poznać jego imię (śmiech). Grunt to zrzucić pancerz złudzeń. Rozebrać się z tego, jak chcemy być postrzegani.

Czy to nie czyni nas słabszymi? Narażonymi na atak? Takie pozbawianie się złudzeń? Jak jest z Tobą? Czy naga nie jesteś słaba i bezbronna?

Jestem naga i wolna, a to jest warte każdej ceny.

rozmawiała: mademoiselle_de_chaos / foto: Aleksander Ikaniewicz / MUA: Magdalena Marcyaniuk / włosy: Renata Zając