Jasne światło życia zamiast mrocznego kontekstu lęku
Pisanie tego artykułu było dla mnie naprawdę trudne. Żeby powstał – musiałam pokonać podstawowy problem, jakim okazały się dla mnie „kliniczne” nawyki myślowe. Kiedy patrzę na świat przez pryzmat pojęć wypracowanych w psychoterapii, zaczynam widzieć to, co się dzieje między ludźmi w kategoriach braków, zagrożeń i wadliwych mechanizmów. Zasługą psychologii klinicznej jest odkrycie i nazwanie wielu prawidłowości. Praca edukacyjna i nastawiona na wspieranie rozwoju wymaga jednak zobaczenia ich nie w mrocznym kontekście lęku, lecz w jasnym świetle życia. Nie wiedziałam, że to takie trudne.
Wszystkie ważne związki w życiu budujemy na poprzednich miłościach, przyjaźniach, spotkaniach. Nie może być inaczej, ponieważ nasza głęboko społeczna Jaźń powstaje w wyniku więzi z bliskimi (w szczególności z rodzicami). Nie zmienia tego fakt, że niektórzy rodzice nie byli wystarczająco dobrzy. Mamy całe życie na to, żeby siebie tworzyć. „Bogacimy się” o nowe związki, uczymy się, jak jeszcze można kochać. Ale nie możemy porzucić tego, czym jesteśmy. Kochając – przenosimy na tych, których spotykamy matryce dawnych związków. Spotkanie z nowym człowiekiem „ożywia” w nas potrzeby, leki, nadzieje – uczucia, które już kiedyś przeżywaliśmy w związku z ważnymi osobami. Przeniesienie jako takie jest czymś wszech obecnym.
Takie rozumienie przeniesienia nie jest powszechne w psychoterapii. Wielu psychoterapeutów uważa to zjawisko za proces dysfunkcjonalny, związany z dużą nieadekwatnością percepcji i reakcji w kontaktach interpersonalnych i „toleruje” je jedynie w gabinecie jako narzędzie psychoanalizy. Przeniesienie w znaczeniu podstawowego procesu rozwojowego omówione jest szczegółowo w artykule J. Stattmana pt. „Organiczne przeniesienie w: Rezonans i Dialog nr 2, Problem przeniesienia, nauczyciel duchowy i uczeń. Santorski & Co, 1995.
„Słownik psychoanalizy” B. Moore`a i B. Finne`a:
„Przeniesienie jest to przemieszczenie wzorców, myśli, zachowań i uczuć, pierwotnie przeżywanych w związku ze znaczącymi osobami w dzieciństwie, na jakąś osobę, z którą podmiot pozostaje w bieżącej relacji interpersonalnej. Ponieważ zachodzący w tym wypadku proces jest w znacznym stopniu nieświadomy, człowiek nie dostrzega źródeł przeniesieniowych zachowań, fantazji, uczuć (takich jak miłość, nienawiść i gniew). (…) Postaciami, które najczęściej są przedmiotem przeniesienia są rodzice, ale bywa nimi też rodzeństwo, dziadkowie, nauczyciele, lekarze, dziecięcy idole…”
Słownik psychoanalizy, str. 224, Santorski & Co, 1995
Przeniesienie w rozwoju
Zjawisko przeniesienia towarzyszy nam od początku życia. Niemowlę „istnieje” poprzez ciało matki, żyje jej rytmem, dopasowuje się do jej oddechu, przeżywa swoim ciałem jej reakcje emocjonalne. Naśladuje ją. Jest to podstawa kształtowania się – poczucia tożsamości. Dziecko żyje tak, jakby było matką i, w pewnym sensie, matka „zostaje” w dziecku na zawsze. Każda późniejsza wieź jest przeniesieniem tego pierwotnego, organicznie zakodowanego obrazu (a może raczej – matrycy reakcji). W dalszym rozwoju dziecko „wchłania” wzory związane z ojcem, rodzeństwem, dziadkami, innymi ważnymi postaciami dzieciństwa, jest to oczywiście proces nieświadomy.
Obecność rodziców jest dla noworodka niezbędna – tylko w ten sposób może „wiedzieć” że istnieje. Stopniowo zaczyna tworzyć wewnętrzne reprezentacje matki, ojca, innych ważnych ludzi i z nich budować poczucie Ja. Dzięki temu zaczyna być zdolne do pewnego oddzielenia, a jednocześnie do nawiązywania więzi społecznych (uśmiech, lęk przed obcym…).
Można powiedzieć, że jeśli idzie o związki z ludźmi, to u zarania życia nie uczymy się niczego, co nie jest nami.
Przeniesienie nas ogranicza, zamykając w kręgu powtórzeń. Z drugiej strony – otwiera dostęp do nieprawdopodobnej energii rozwojowej, której źródłem są dziecięce potrzeby zaistnienia, ekspansji i integralności. Oznacza to wydobycie na plan pierwszy stanu wewnętrznego, nawiązanie kontaktu ze sobą i przerzucenie mostów w kierunku partnera. S. Kelleman określił przeniesienie, jako „wysiłek ze strony człowieka, by otworzyć serce”.
Jednocześnie organiczne przeniesienie jest glebą dla rodzenia się woli, która umożliwia branie na siebie odpowiedzialności i pewnego rodzaju samowystarczalność. R. May mówił, że w budowaniu głębokiej, nieograniczającej więzi miłości musi towarzyszyć wola. Dopiero ich współistnienie oznacza dojrzewanie do związku. Jest na ten temat piękna opowieść księdza de Mello:
Dojrzałość
Do ucznia, który nieustannie oddawał się modlitwom Mistrz powiedział:
– Kiedy wreszcie skończysz wspierać się na Bogu i staniesz na własnych nogach?
Uczeń był zaskoczony.
– Przecież to Ty uczyłeś nas, by uważać Boga za ojca!
– Kiedy nauczysz się, że ojciec nie jest tym, na kim możesz się wspierać, lecz tym, który wyzwala cię z Twej skłonności do wspierania się na kimkolwiek?
Przeniesienie a nerwica przeniesieniowa
Trzeba widzieć różnicę między „zdrowym” przeniesieniem a nerwicą przeniesieniową, która jest przede wszystkim niemożnością, brakiem przeniesienia lub też przeniesieniem niepełnym.
Zdarza się, że wykazujemy szczególną konsekwencję w budowaniu relacji skazujących nas na nieuchronne niepowodzenia. Mechanizm ten – mówiąc w wielkim uproszczeniu – polega na uporczywym szukaniu w świecie dojrzałych związków takiej relacji, która zaspokoiłaby „głód” czegoś, czego nie dostaliśmy w dzieciństwie. Jeśli rodzice nie są w stanie obdarzyć dziecka jakimś uczuciem, niezbędnym dla jego prawidłowego rozwoju, wówczas dziecko nie może odzwierciedlić go, przyjąć do siebie. W pewnym zakresie dziecko nie może się dalej rozwijać. Zaczyna uporczywie szukać kogoś, kto pomógłby mu zapełnić tę lukę. Dojrzewa i przenosi tą skłonność na dorosłe związki. Niestety, taka „dziura w duszy” jest obwarowana lękiem. Jeśli nawet znajdzie się ktoś, kto chce odpowiedzieć na tę ontologiczną potrzebę, to i tak nie ma szansy, ponieważ osoba nerwicowa „ucieka”, by uniknąć konfrontacji z własnymi obawami.
Nerwicę przeniesieniową cechuje, w porównaniu z przeniesieniem, dużo większa „sztywność” oraz ściślejsze powiązanie z lękiem. Jednak nawet to „ułomne” przeniesienie daje szansę na rozwój, gdyż przybliża daną osobę do tego, kim jest. Na tym założeniu opiera się wiele systemów terapeutycznych, szczególnie psychoanaliza. Terapeuci starają się przede wszystkim pomóc pacjentowi w przebrnięciu przez barierę lęku. Zwykle stoją za nim ważne dziecięce potrzeby. W następnym kroku należy pomóc im rozwinąć się w taką formę, która umożliwi im poszukiwanie zaspokojenia w świecie dorosłych.
Budowanie więzi w relacji pomagania
Przeniesienie ujawnia się ze szczególną wyrazistością w związkach niesymetrycznych, w których jedna osoba jest w jakiś sposób zależna od drugiej. Są to m.in. relacje związane z pomaganiem, występujące np. między uczniem a nauczycielem, lekarzem a pacjentem, terapeutą a klientem, bardziej doświadczonym członkiem jakiejś społeczności a „nowicjuszem”. Takie związki obustronnie angażują procesy przeniesienia. Przeniesienie ze strony pomagającego określane jest jako przeciwprzeniesienie.
Znacznie więcej uwagi poświęcamy na ogół metodyce nauczania i technice lekarskiej niż temu, w jaki sposób kształtować relacje, by sprzyjała optymalnemu wykorzystaniu naturalnej tendencji do rozwoju i samouzdrawiania. Bardzo duży wkład w tym zakresie wniósł do naszej wiedzy C. Rogers. Uważał, że uczenie się następuje poprzez aktywne, głębokie zaangażowanie. Zachodzi w sytuacji, która pozwala na zintegrowanie poziomu „głowy”, „duszy” i emocji. Uważał, że warunkiem koniecznym, aby uczenie mogło zajść, jest minimalizacja stopnia zagrożenia dla Ja. Myślę, że są to po prostu warunki sprzyjające budowaniu pozytywnego przeniesienia.
Małe dzieci w szkole uczą się „dla Pani” i jeśli Pani potrafi ten dar przyjąć, jeśli nie broni się przed tą, niekiedy obciążającą, więzią – zachodzi proces przeniesienia i identyfikacji. Dziecko zaczyna przeżywać to, co reprezentuje sobą Pani – jako coś własnego. Wówczas zaczyna uczyć się dla siebie. Poprzez wiązanie staje się, paradoksalnie, bardziej autonomiczne. Przeciwprzeniesienie, a wiec przeżywanie dziecka jako kogoś „ze swojego życia”, może być w tym procesie sprzymierzeńcem – umożliwia pomagającemu pozostawanie w bliskim związku z dzieckiem i ze sobą jednocześnie. Nauczyciel otrzymuje wiele ważnych gratyfikacji oraz uzyskuje dostęp do znacznych źródeł energii, która jest niezbędna aby zaspokoić niezwykle „chłonne” pod tym względem dziecko.
Podobne procesy mogą zachodzić miedzy lekarzem i pacjentem, terapeutą i klientem, położną i położnicą itp. Choroba, uwikłanie się w problemy życiowe oraz poród aktywizują głęboką potrzebę bezpieczeństwa. W sytuacji zagrożenia bytu uruchamiamy całą swoją nieświadomą „wiedzę” na temat tego jak przetrwać. Dla wielu osób lekarz staje się w tych warunkach kimś więcej niż specjalistą – jest opiekunem, od którego zależy nasze życie. Można wiele nauczyć się o sobie, obserwując swoje reakcje w szpitalu. To, co robimy, aby pozyskać zainteresowanie lekarza, jego uznanie, odkrywa przed nami tajemnice dzieciństwa. Są pacjenci „grzeczni”, „zbuntowani”, „uwodzący”. Tacy, którzy oddają się z uległością i tacy, którzy nigdy nie zaufają do końca. To ogromny strumień rozmaitych energii płynący w stronę personelu szpitala, morze oczekiwań.
Lekarze i nauczyciele muszą stawiać granice. Powinni umieć odmawiać, aby chronić siebie i tych, którzy są od nich zależni. Doświadczenie ograniczenia jest bowiem równie niezbędne dla rozwoju i przetrwania jak doświadczenie nasycenia. Ale jest podstawowa różnica między stawianiem granic przy jednoczesnym zaakceptowaniu rzeczywistości wewnętrznej osoby od nas zależnej a odrzuceniem. Wycofanie „całego siebie”, które jest na ogół przeżywane jako odrzucenie (szczególnie gdy „okraszone” jest złością), ma na ogół swoje źródło w obawie przed reakcjami przeciwprzeniesieniowymi. W konsekwencji odrzucenia – pacjent też „odcina” część siebie – właśnie tę, która mogłaby być źródłem siły do wyzdrowienia i do rozwoju.
Moja przyjaciółka opowiadała mi dramatyczną scenę z porodu swojego syna. Poród był długi i dość skomplikowany. W pewnym momencie kobieta poczuła, że opuszcza ją „wola walki”, że traci siły. Zobaczyła nad sobą rękę położnej poprawiającą jakieś kable. Przyjaciółka puściła łóżko i chwyciła tę dłoń. Położna krzyknęła, wyrwała rękę i odskoczyła jak oparzona. Moja przyjaciółka powiedziała, że nigdy w swoim dorosłym życiu nie doznała tak głębokiego odrzucenia.
To, co się dzieje na salach porodowych, w szpitalach, szkołach i gabinetach terapeutycznych zmusza do głębokiej refleksji nad tym, jak przygotowywać” się do roli „pomagacza”, aby umieć wspierać i przywoływać naturalne zasoby energii osób, którymi się opiekujemy, aby samemu mieć do nich dostęp, a jednocześnie chronić swoją integralność.
Kanały przeniesienia
Przeniesienie przejawia się przede wszystkim w sferze somatycznej. Ponieważ wzory relacji zakodowane są w naszych ciałach i decydują o ich strukturze mieśniowo-energetycznej, spotykając inne osoby poznajemy je głównie poprzez nieświadomy kontakt z ich ciałami. Są ludzie, w towarzystwie których „krew zaczyna nam szybciej krążyć”, którzy nas fascynują, choć nie wiemy dokładnie dlaczego. Jest bardzo prawdopodobne, że mają podobny typ ciała do którejś z ważnych postaci naszego życia. Może chodzi o rodzaj umięśnienia, coś w sposobie poruszania się, rytm oddechu… Dzięki temu sprawiają wrażenie znajomych i obiecujących (lub nieprzyjaznych).
To niezwykłe, jak duża jest nasza nieświadoma mądrość dotycząca cielesności innych ludzi. Na spotkaniu grupy poświęconemu twórczemu rozwijaniu ruchu zrobiliśmy kiedyś takie doświadczenie.
Poprosiłam uczestników, aby podzielili się w pary i stanęli naprzeciwko siebie lub zetknęli się plecami. Jedna osoba z pary po prostu stała, a druga miała dbać, aby być „w kontakcie” z partnerem, a jednocześnie wyczuwać impulsy płynące z własnego ciała i popychające ją w kierunku jakiegoś ruchu. Jeśli zauważyłaby jakąś tendencję, miała za nią podążać, wzmacniać ją lub pozwalać jej przemieniać się w coś nowego. W następnym kroku osoba aktywna miała uczyć swojego partnera odkrytego w ten sposób ruchu. Co pewien czas przerywałam ćwiczenie, a uczestnicy zastygali w jakiejś pozie, pytając siebie: Jaka to postać (baśniowa, mitologiczna, historyczna, współczesna, z osobistej historii życia…), którą teraz, uosabiam? Jaki to rodzaj energii? Do czego taka siła mogłaby być potrzebna mi w życiu? Czy ktoś w życiu taką siłę mi już przekazywał lub powinien był to zrobić?
W czasie tego ćwiczenia między partnerami oraz w całej grupie rodziło się coś ważnego, jakieś poczucie głębokiej wspólnoty. Tańczący opowiadali swoim ruchem zarówno o sobie, o swoich potrzebach i tęsknotach, jak też o partnerach, wykazując przy tym niezwykłą intuicję dotyczącą zakodowanych w ich ciele przeżyć. Dokonaliśmy wówczas wielu zaskakujących odkryć.
Ciekawe są też poszukiwania związane z wyczuwaniem rytmu. Każdy ma jakiś swój specyficzny rytm, wewnętrzne tempo. Być może te, które mają dla nas wyraźną wartość emocjonalną (wywołują dobry nastrój, pobudzają lub zniechęcają) – to rytmy wczesnego dzieciństwa.
Przeniesienie przejawia się też w sferze emocjonalnej, choć często nie jesteśmy świadomi uczuć, które są z nim związane. Możemy odczuwać tylko uogólnione pobudzenie (niepokój, fascynację lub niechęć). Droga do uświadomienia sobie uczuć przeniesieniowych prowadzi głównie poprzez bezpieczne związki, otwarte słuchanie bliskich osób. Możemy też obserwować reakcje swojego ciała, płynące z niego sygnały, uczyć się „rozumieć” symptomy cielesne. Możemy „czytać” w snach i fantazjach. Dla mnie osobiście ważną drogą docierania do uczuć przeniesieniowych jest podejmowanie wspólnych z innymi działań artystycznych i refleksja nad naszymi wytworami.
Prowadziłam kiedyś grupę, w której między dwiema kobietami rosło nieokreślone napięcie. Malowaliśmy spontaniczne obrazy. Na obrazku jednej z kobiet pojawiła się żółta, ciepła płaszczyzna otoczona czymś w rodzaju czerwonych kropelek. To wszystko umieszczone było na dnie czarnej tulei i przykryte „pajęczynką”. Była to bardzo sugestywna, „wciągająca” praca. Autorka popatrzyła na nią i powiedziała do drugiej kobiety:
– Wydaje mi się, że klimat tego obrazka pasuje jakoś do tego, co przeżywam w związku z Tobą… Ta pajęczynka… To tak, jakbym Cię znała od dawna i trochę już zapomniała… jeśli bym ją zdjęła, wpadłabym w ten tunel jak Alicja z Krainy Czarów… Czasami czuję, że mnie wsysasz. Złapałam się na tym, że boję się stać blisko Ciebie. Z drugiej strony… wiem, że muszę się z Tobą obchodzić bardzo delikatnie, że łatwo Cię zranić, a wówczas „zaczniesz krwawić”, a ja będę bezradna. Ale jest coś, ta żółta poświata… Jest piękna… Potrzebuję się w niej ogrzać. Masz coś, co sprawia, że chciałabym się z Tobą przyjaźnić…
Ten monolog był początkiem dobrego i wiele wnoszącego w życie obu kobiet związku. Potrzebowały jednak jeszcze sporo czasu na odkrywanie i „oswajanie” uczuć, które w sobie nawzajem wywoływały. Wiele z ich doznań przywoływało skojarzenia z dzieciństwem. Pokładały w sobie duże nadzieje… i bardzo sobie w życiu pomogły.
Przeniesienie w sferze emocjonalnej stanowi podstawę empatycznego rozumienia przeżyć innych osób. Kiedy pozwalamy na swobodny przepływ energii związanej z relacją przeniesieniową, jesteśmy w bliskim kontakcie z własną intuicją. Freud pouczał swoich uczniów, że mają pozwolić na to, aby „nieświadomość terapeuty spotykała się z nieświadomością pacjenta”. Jest nawet specjalny termin -identyfikacja projekcyjna -określający ten szczególny rodzaj poznania drugiej osoby. Gdy ktoś odnosi się do nas w sposób przeniesieniowy, zaczynamy na poziomie nieświadomym przyjmować przypisywaną nam rolę. Budzą się w nas związane z nią uczucia. Możemy obserwować nietypowe dla nas reakcje, które dają obraz przeniesienia. W ten sposób, dzięki kontroli poznawczej naszych własnych uczuć i reakcji, stajemy się monitorem nieświadomych tendencji naszego partnera. Wyczuwamy sobą, kogo partner w nas widzi. Jednocześnie możemy sami doświadczyć siebie w zupełnie nowej roli, co zwykle jest rozwijające.
W sferze poznawczej przeniesienie wpływa na sposób postrzegania świata. To, co widzimy, nigdy nie jest „obiektywne”. Zawsze selekcjonujemy informacje, które docierają do naszej świadomości. Kierujemy się przy tym ważnymi, osobistymi motywami – często natury przeniesieniowej. Przeniesienie jest jak filtr, który określa barwę świata. Może pomaga nam nie dać się oślepić zbyt intensywnemu światłu. Dzięki przeniesieniu dostrzegamy pozornie nie znaczące cechy i zachowania ludzi, które w istocie wskazują na jakiś ważny aspekt relacji*.
Również sposób organizowania wiedzy o innych ludziach nie jest w całości dostępny świadomości. W psychologii poznawczej istnieje koncepcja tzw. Ukrytych Teorii Osobowości. Mówi ona, że każdy człowiek ma coś w rodzaju własnej teorii odnośnie tego, jakie ludzkie cechy ze sobą współwystępują i co to oznacza dla otoczenia. Teorie te są zakotwiczone w historii życia, a o ich istnieniu możemy wnioskować tylko na podstawie dokonywanych wyborów, nie zaś świadomych sądów. Mimo że nie są racjonalne mogą mieć duże znaczenie przystosowawcze. Być może owe ukryte teorie osobowości są powiązane w pewien sposób ze zjawiskiem przeniesienia.
Przeniesienie i granice Ja
W zjawisku przeniesienia tkwi głęboki paradoks. Można powiedzieć, że jest procesem tworzenia siebie poprzez utożsamianie się ze światem. Taka identyfikacja jest z kolei warunkiem tworzenia się granic Ja.
Traktowanie przeniesienia jako organicznej reakcji pozwalającej „rezonować” ze światem jest, w pewnym sensie, bliskie temu, co Buber nazwał „spotkaniem Ja-Ty”. Pisał on o spotkaniu:
„To nie Ja stara się tu rozkrzewić, lecz ciało, które nic jeszcze nie wie o Ja. (…) Ja wyłania się żywiołowo z rozkładu pierwotnych przeżyć: Ja-oddziaływujące-na-Ty i Ty-oddziaływujące-na-Ja. A więc poczucie Ja jest wtórne w stosunku do relacji. Tylko spotykając się z drugą osobą tworzymy podstawy swojej egzystencji.”
Problem przeniesienia jest dla wielu osób tak fascynujący, ponieważ dotyczy granic Ja. Gdzie się „kończę” w relacji z drugim człowiekiem. Czy ktoś mnie widzi? Sądzę, że jest niewiele rzeczy tak ważnych dla ludzi jak potrzeba zaistnienia jako integralny człowiek w oczach własnych i cudzych.
Koncepcja przeniesienia w gruncie rzeczy poucza nas o względności Ja i Nie-Ja. Dążenie do oddzielenia się jest tylko odwrotną stroną dążenia do połączenia. Przeniesienie jest podłożem indywiduacji. Postępująca indywiduacja umożliwia bezpieczne korzystanie z dobrodziejstw przeniesienia. Niektórzy psychologowie uważają, że życie przebiega w kręgu: • symbioza • oddzielanie się • indywiduacja •…
Przeniesienie jest jednym z mechanizmów umożliwiających uruchomienie energii w tym obiegu.
Co się tyczy granic Ja, przytoczę jeszcze jedną anegdotę księdza de Mello:
Rozróżnianie
Mistrz przechadzał się z kilkoma uczniami nad brzegiem rzeki. W pewnej chwili zauważył:
– Zobaczcie, jak ryby pluskają się, gdzie się im podoba. Na pewno sprawia im to wiele radości.
Pewien obcy człowiek, słysząc tę uwagę, zagadnął:
– Skąd możesz wiedzieć, z czego cieszą się ryby, jeśli nie jesteś jedną z nich?
Uczniowie wstrzymali oddech, uważali bowiem, ze słowa te graniczą z bezczelnością. Natomiast Mistrz uśmiechnął się, wziął je bowiem za przejaw nieustraszonej dociekliwości ducha. Uprzejmie też odpowiedział:
– A ty, przyjacielu, skąd wiesz, że nie jestem rybą? Przecież nie jesteś mną.
Uczniowie wybuchneli śmiechem, uważając, że obcy w pełni zasłużył na taką odprawę. Tylko on sam pozostał pod wrażeniem jej głębi. Zastanawiał się nad nią cały dzień. Potem przybył do klasztoru i powiedział.
– Być może, że ty nie jesteś tak różny od ryby, jak myślałem.
– Ani ja od ciebie.
* Sądzę, że nie istnieje coś takiego jak „czyste” przeniesienie, które w nomenklaturze psychoanalitycznej oznacza, że pacjent projektuje swój stan wewnętrzny na „biały ekran” analityka. Myślę, że to, co dociera do naszej świadomości na temat drugiej osoby, z którą pozostajemy w relacji przeniesieniowej, zwykle zawiera jakąś ważną prawdę na jej temat.
0 komentarzy