Idea o złożonej treści
Socjologowie zakładają w swoich badaniach, że respondenci posiadają dostatecznie jasne pojęcie zaufania, wiedzą, co się na nie składa. Zakładają też, że różnice pomiędzy ludźmi w rozumieniu tego pojęcia nie są zbyt wielkie. Dlatego bez wstępnych wyjaśnień pytają swoich respondentów: Czy masz zaufanie do X? Tkwi tu jednak pewna pułapka, ponieważ zaufanie jest ideą o bardzo złożonej treści. W jej skład wchodzi ogólna ufność w stosunku do świata, brak lęku. Wchodzi też skłonność do subiektywnego pomniejszania ryzyka i wzmacniania szansy powodzenia. Pewną rolę gra tu również ocena własnej zdolności przewidywania zachowań innych osób. Idea zaufania wiąże się ponadto z niewiarą w masową skłonność ludzi do kłamstwa czy oszustwa. Do idei zaufania należy też wiara w taki model życia społecznego, w którym osobiste zyski zależą od zysków ogółu i strategie egoistyczne rozbija się w końcu o tę naturalną barierę. I wreszcie jest w idei zaufania pewna warstwa, która nazwałbym zawierzeniem. Nie tylko ufamy czyimś słowom czy czynom, lecz przyjmujemy pewien poważny zakład, w którym rzucamy na szalę dobra dla nas najcenniejsze. Takim dobrem może być nawet całe życie czy dobro własnej duszy i wtedy postawa zaufania zyskuje wyraźnie religijny sens, jak w chorale skomponowanym przez Jana Sebastiana Bacha do słów Joachima Magdeburga "Wer Gott vertraut, hat wohl gebaut". Mowa tu o ufności wobec Boga, na której to buduje się pewny dom dla siebie i na ziemi, i w niebie. Zresztą w tekstach Bachowskich kantat wiele jest nawiązań do ufności, zaufania, wiary w Boże przewodnictwo i obietnice. Czasem pojawiają się w postaci retorycznego odwrócenia jak w pięknej kantacie BWV 21 ("Ich hatte viel Bekümmernis"), kiedy to w duecie duszy i Jezusa (sopran, bas), dusza człowieka specjalnie pogłębia świadomość swojej nędzy wymuszając powtarzające się zapewnienia Jezusa o tym, że jest najwierniejszym przyjacielem i zawsze przy niej pozostanie. Zgodnie z luterańskim nastrojeniem tamtych czasów ostateczne zaufanie Bogu dokonuje się bez własnej zasługi, z otchłani własnego upadku.
Napisałem wcześniej, że zaufanie jest grą społeczną i nie zbadamy go przez przypatrywanie się jednostkom. Mam nadzieję, że nie wchodzi to w sprzeczność z przekonaniem następującym: zaufanie odwołuje się do głębszego poziomu w strukturze człowieka, nie jest wiarą w słowa, ani nawet w czyny, nie jest probabilistyczną grą, w której bardziej opłaca się obstawić dobre intencje innych ludzi. Jest odwołaniem się do niewidzialnego bytu osoby, do tego, co definiuje nas jako ludzi. Co ciekawe, tej świadomości nie musimy szukać w dziełach filozofów. Wyziera nagle z pewnego dialogu w filmie "Anon".
Intryga w konwencji science fiction opiera się tu na pomyśle, że w przyszłości powstanie technologia pozwalająca przeglądać zasoby pamięci innych ludzi, co przydaje się w wykrywaniu przestępstw. Bohaterowie filmu mogą zaglądać do cudzych głów, w szczególności mogą widzieć to, co widzi inna osoba, a pomimo to w kluczowym momencie opowieści bohaterowie pytają jedno drugiego: "Czy mi ufasz?". Z pozoru nonsensem jest mówienie o zaufaniu przy takich założeniach; po co ufać, skoro można po prostu wiedzieć: zajrzeć i sprawdzić czyjeś czyny, intencje, percepcje. Prośba o zaufanie wygłoszona w filmie zakłada, że prawdomówność, uczciwość, obietnica rodzą się głębiej niż słowa, intencje, czyny. Nie pokaże ich najdoskonalszy skan mózgu. Są bowiem postawami osób jako takich, ich niepowtarzalnymi, niewidzialnymi atrybutami, czymś, co je definiuje, a nie czymś, czym one bywają lub nie. Ufamy osobie, której nie widać, jest ona bowiem złożeniem tego, czym faktycznie jest, z tym, ku czemu aspiruje. W najbardziej oszałamiającym ujęciu, osoba jest tym, co w człowieku widzi Bóg i temu właśnie ufamy.